Strona:Dante studja nad Komedją Bozką (Kraszewski) 047.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
IX.

Nie sądźmy ażeby Dante skreślił go nam jako niepochwyconą i mglistą przestrzeń, mieszczącą się w nieoznaczonym świecie wyobraźni. Poecie religijnemu w epoce wiary głębokiéj, wieszczowi zresztą, który czuł że jego ideały ciałem rzeczywistém przyodziać się powinny, szło o to wielce aby jego piekło jako możliwe, rzeczywiste, przedstawiło się w poemacie.
Sama więc budowa otchłani do któréj wchodziemy, z nadzwyczajną troskliwością i symetriją jest obmyślana. Nic tu niema dowolnego — poezija najrozbujalsza podobną tu jest do liści, kwiatów i owoców, które się wiją i plotą na przygotowanych dla nich prętach, regularną stanowiących budowę.
Piekło to jest, istnieje, Dante nie chce być posądzonym że je tworzy, ale odkrywa. Jest to otchłań mająca kształt przewróconego ostrokręgu spuszczającego się lejowato ku środkowi ziemi. Dzieli się ona na dziewięć kręgów, coraz szczuplejszych, obwijających ściany otchłani.
Dante i Wirgilijusz zchodzą ku lewej ręce drogą, przezierając w tym pochodzie wszystkie kręgi po kolei.
Pierwsze pięć z nich nie są zamknięte murami, szósty otaczają trzęsawiska i mury rozpalone, ziejące ogniem, które opasują Dite, gród piekielny, stolicę. W siódmym kręgu są trzy stopnie, pierwszy oblany strumieniem krwi, drugi obrosły lasem drzew dziwnych i jadowitych, trzeci pełen piasków rozżarzonych.
Osmy krąg, zacieki czyli skrzynie przeklęte, zbudował poeta jeszcze misterniéj z przepaści, murów i mostów, aż do brzegu ostatniego kręgu, na którego skraju siedzą milczące olbrzymy, do pasa tylko widoczne z nogami zwieszonemi w otchłań przepaścistą, najgłębszą.
Poeta w tym świecie stworzonym przez się z niezmierną prawdą artystyczną, obraca się pewien siebie, z wyrachowaniem każdego kroku, z nadzwyczajną logiką poetyczną. Potrafił on ciemności te, przepaść, ogień, szatanów, tak urozmaicić, takie z tego wątku wysnuć epizodów mnóstwo, iż aż do dna schodziemy z nim w podziwie ciągłym nad twórczością jego jenijuszu. Świat ten umarłych równie jest obfity jak świat Boży, którego odwrotną stanowi stronę.

X.

Na wstępie do piekieł pierwszy, który uderza przychodniów jest tłum, milijonowa ćma dusz, gnana wichrem i burzą bez spoczynku. Jest to gromada tych nędznych duchów, co w życiu nie miały odwagi do cnoty ani zuchwalstwa do występku. Takich właśnie bezbarwnych,