Strona:Dym (Maria Konopnicka) 05.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

snych włosach, z szeroko odwiniętym u szyi kołnierzem.
— Oho — szepnęła wtedy, uśmiechając się — Marcyś »fasuje«...
Istotnie »fasował«. Z gorliwością nowicyusza[1] sypał na palenisko węgiel, kosz za koszem, za siebie i za palacza pracując, dumny ze swojej świeżej godności kotłowego. A razem z tym wielkim, jasnym płomieniem wybuchały mu w duszy pieśni, któremi się kotłownia rozlegała od świtu do nocy.
Wkrótce jednak czarne kłębiska dymu bielały, rzadły, stawały się lżejsze, aż wskróś pogodnych błękitów wybiły w górę lekkim, równym słupem.
Ten widok wlewał w serce wdowy radość i pogodę.
— Wszystko dobrze... — szeptała — wszystko dobrze, Bogu Najwyższemu dzięki!
I krzątała się po ubogiej izdebce, zaścielając łóżko swoje i synowski tapczan, zamiatając śmieci starą brzozową miotłą i rozpalając na kominku drewka do południowego posiłku.
Wtedy to wprost wielkiego fabrycznego komina z wspaniałą kitą dymu wznosiło się w błękity cienkie, sinawe pasemko z ponad dachu facyatki[2], gdzie mieszkała wdowa; pasemko tak wątłe i nikłe, jak tchnienie starych piersi, co je wydobywały z ogniska.

Ale młody kotłowy zawsze to pasemko dostrzegał. A nie tylko je dostrzegał, ale się do niego

  1. Nowicyusz — człowiek nowy, który niedawno wziął się do jakiejś pracy.
  2. Facyatka — izba na poddaszu.