Trzezwość była zaszczytem i starców i młodzi.
Z nią mężność, trwałość, praca i cierpliwość rosła :
Z niemi po krajach stawa nasza się rozniosła,
Z niemi byliśmy straszni, możni i szczęśliwi.
Teraz? mód niewolniki i nowości chciwi,
Fraszkami zatrudnieni, starowni o zbytki,
W nasyceniu żądz płochych kładziemy pożytki.
Jakież są? zewsząd strata, zamiast zasilenia,
Zewsząd ujma korzyści i dobrego mienia,
Zewsząd — Ale się może nadto rozszerzyłem.
O czem więc na początku samym namieniłem,
Do tego teraz zmierzam. Zle z zbytkami bywa :
Bracia! nie gardźmy miodem, wróćmy się do piwa.
Może się zda ten sposób i podły i mały,
Czyż się kiedy trunkami narody wzmacniały?
Nie trunkami, to prawda : lecz jak wśród machiny,
Wielkich skutków sprawcami są małe sprężyny;
Tak i napój ojczysty zbyt drogo niepłatny,
Gdy oszczędza wydatki, szacowny i zdatny.
Więc, ażeby kraj pewnym obdarzyć dochodem,
Rzeczesz : trzeba się piwem upijać i miodem?
Bynajmniej : zbytek każdy zdrożny i szkodliwy.
W mierze trzeba używać. Człowiek wstrzemięźliwy
Czuje dzielnie, pijaństwo jak jest rzecz obrzydła :
Czuje, iż pijanice podlejsi od bydła.
Możnaż wino porzucić? powabny to trunek,
Lecz takiego powabu zbyt drogi szacunek;
Niech go piją bagatsi, gustu w nim nie ganię,
Ale gdyśmy ubodzy, pijmy trunki tanie.
Przykra może ofiara, lecz skutki szacowne;
Przejdzie przykrość, słodycze zatem niewymowne
Nastąpią, a uczucie pochodzące z cnoty,
Zgasi stałą słodyczą nietrwałe pieszczoty.
Przyjdzie zysk i pomocnym wesprze nas ratunkiem,
Wtenczas, gdy się ojczystym zasilając trunkiem,
Tego będziem używać, co nam kraj nadawa.
Milszy napój, gdy własny, milsza i potrawa.
Dym nawet, mówią, słodki, gdy własnego kraju.
Czemuż od powszechnego dalecy zwyczaju,
Dobrych ojców złe syny, krwi zacnej wyrodki,
Nie idziem prostym torem ubitym przez przodki?
Zle wątpić, gorzej jeszcze nadzieje utracić:
Mogliśmy się wyniszczyć, potrafim zbogacić.
Z oszczędności dostatek, z pracy się zysk wszczyna :
Pijmy skromnie miód, piwo; dojdziemy do wina.
Rzadki jest dobry przykład, zacny wojewodo!
Złe czasy, gorsi ludzie, do straty nas wiodą.
Czas, rzecz czcza : ludzie, co się z cnot starych wyzuli,
Te spodlone narzędzia rzecz nasze zepsuli.
Mamy powstać? niech spełzną przekupni czołgacze,
Pocieszy się ojczyzna, gdy zdrajca zapłacze;
Zdrajca, co równym sobie nadęły orszakiem,
W wolnej ziemi jurgieltnik, śmiał się zwać Polakiem.
Rzym trwał, bo trwała cnota w mieszkańcach poczciwych;
Ale gdy się wkradł podstęp zysków niegodziwych,
Zdrobniały, spełzły, znikły owe wielkie dusze :
Odźwiernemi Cezarów były Fabijusze.
Przykład wieków nauka; do rzecz wielkich zdolność,
Tam osiadła, tam trwała, gdzie ludzie i wolność.
Ty, co znasz, czem był niegdyś gmach, z małych ułomków;
Bądź podporą ojczyzny, bądź przykładem ziomków.
Można przestać na matem, mój xięże Plebanie,
Dogodzić miernym chęciom, na to zawsze stanie;
Byle tylko mieć chęci na roztropnej wodzy,
W jakimkolwiek bądź stanie, nie będziem ubodzy.
Czegóż trzeba istotnie? za prawdę niewiele :
My się zbyt kochający, my nieprzyjaciele;
My jesteśmy nieszczęścia naszego działacze.
Ow głupi, co świat posiadł, a posiadłszy płacze,
Bo już nie miał co posiąść. Niechby Jowisz zatym,
Chcąc go więcej szczęśliwym czynić i bogatym;
Stworzył jeszcze świat drugi a właśnie dla niego :
Posiadłby go, i płakał, iż nie masz trzeciego.
Nie posiędziem my świata, Alexandry nowe,
A choćbyśmy posiedli cały, lub połowę;
Gdy nie wiemy, w czem miara, i tak miara bywa,
I takby nasza istność była nieszczęśliwa.
Nie to, co mam, szczęśliwi, choć w wszystko opływam :
Lecz to, jak miarę dzierżę, i jak jej używam :
Różnicę czyni żądza mierna, rozżarzona.
Grosz cichy, troskliwego znosi miliona.
Więc i groszem kontenci, gdy z poczciwej pracy,
Jak niegdyś Kochanowski, a przed nim Horacy,
Użyjmy dobrej chwili, mimo zdania gminne.
Śmiechy, żarty, zabawki, czułe, a niewinne,
Niechaj liczbę zbyt małą dni naszych przedzielą,
Zli silą się weselić, dobrzy się weselą.
Święta cnoto! tyś nie jest ponura i dzika,
Tobie niosę ofiary wśród mego chłodnika;
Ofiary niegdyś łatwe, winą naszą trudne :
Umysł bez uprzedzenia, serce nieobłudne.
I trzeba ci winszować, bo jesteś w senacie,
Wczoraj bliźniak, a dzisiaj starszy, panie bracie.
Jaśnie wielmożny, niegdy byłeś mości panem :
Więcej jesteś, niżli ja, boś jest kasztelanem.
A zdziałał to przywilej, dzieło pół arkusza :
I to dzieło mnie teraz do czczenia przymusza,
Bo masz prawo siąść w krześle, ja ledwo na ławce:
Tak dawniejsi kazali, słucham prawodawcę.
Więc osiędziesz to krzesło, a rzecz powiedziawszy,
Niby pokorny, małość twych zasług uznawszy,
Wiedząc, co zaczem idzie, przez zręczne żądania,
Pójdziesz nibyto wdzięczny do pocałowania.
Królów naszych jest ręka nader czczenia narta,
Prawem na złe zamknięta, na dobre otwarta,
Tak zrządził naród, czasy, w poczciwym okrzyku,
Rządca u nas bez żądła, jak matka w pszczelniku.
Ale nie dość siąść w krześle sporym i wygodnym,
Trzeba jeszcze coś więcej — być siedzenia godnym :