Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/381

Ta strona została przepisana.
PROLOG.

Muzy ognistej trzeba, by się wzbiła
Ku najjaśniejszym niebiosom natchnienia!
Państwa na teatr, książąt na aktorów,
Królów na widzów przewspaniałej sceny!
Wówczas, sam w sobie, wojowniczy Henryk
Stanąłby w Marsa postaci: naonczas
Warowałyby mu u pięt skulone,
Niby psy jakie, głód, miecz i pożoga.
Wybaczcie zatem, wy wszyscy dostojni,
Ze się duch płytki i poziomy ważył
Na rusztowanie wprowadzić niegodne
Przedmiot tak wielki! Obejmie-ż ten kurnik
Olbrzymie łany Praneyi? Czyż możemy
W tem „O“ drewnianem zmieścić choćby hełmy,
Co pod Agincourt siały przestrach wokół?
Wybaczcie zatem! Jeśli krzywy znaczek
Może na małym świstku znaczyć milion,
To i nam, zeru w tym wielkim rachunku,
Na wyobraźnię swą pozwólcie działać!
Wystawcie sobie, że w tem tu okolu
Zamknięte teraz dwie wielkie monarchie.
Których zuchwale podniesione czoła
Dzieli ocean wąski, niebezpieczny.
Uzupełnijcie braki swoją myślą,
Jednego człeka na tysiąc rozdzielcie
I urojone wytwórzcie zastępy.
Gdy wspomnim konie, ujrzyjcie je w duchu
Ziemię kopiące dumnemi kopyty.