Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/62

Ta strona została skorygowana.
56
MIARKA ZA MIARKĘ.

Książę. Nigdy nie słyszałem, aby nieobecny książę zbyt był kobietom oddany; nie miał słabości do kobiet.
Lucyo. O, mój ojcze, na fałszywej jesteście drodze.
Książę. To być nie może.
Lucyo. Co? książę nie miał słabości do kobiet? Choćby do pięćdziesięcioletniej żebraczki. Zwyczajem jego było rzucać jej dukata na miseczkę. Książę miał swoje kawałki; lubiał się też zalewać, mogę was o tem zapewnić.
Książę. Krzywdzicie go niewąpliwie.
Lucyo. Miły panie, byłem jednym z jego poufałych. Był to sobie zcichapęk ten książę, i zdaje mi się, że zgaduję przyczynę jego oddalenia się.
Książę. A więc, proszę, jaka może być tego przyczyna?
Lucyo. Nie, wybaczcie, ale ten sekret musi zostać pomiędzy zębami a wargą; to jednak mogę wam oświadczyć: wielka liczba poddanych uważa go za rozumnego księcia.
Książę. Rozumny? Wszak co do tego nie ma wątpliwości.
Lucyo. To powierzchowny, głupi, bezmyślny człowiek.
Książę. Jest w tem z waszej strony albo zazdrość, szaleństwo, lub też pomyłka; cały potok jego żywota i sprawy, któremi sterował, wystawiłyby mu, gdyby potrzeba było takiej poręki, lepsze świadectwo. Niech mu tylko własne jego czyny za świadków służą, a zazdrośnikom nawet wyda się on uczonym, mężem stanu i żołnierzem. A zatem, albo mówicie bez świadomości, albo świadomość, jeśli ją posiadacie, ogromnie przyćmiła wasza złośliwość.
Lucyo. Znam go i kocham go.
Książę. Miłość mówi z lepszą znajomością, a znajomość z większą miłością.
Lucyo. Co tam, mój ojcze, wiem-ci ja, co wiem.
Książę. Trudno mi uwierzyć, skoro sami nie wiecie, co mówicie. Ale, jeśli kiedykolwiek książę wróci (o co modlimy się wszyscy), to proszę was,