Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/201

Ta strona została przepisana.
—   191   —

I odszedł. Darmo w myśli mojej szukam,
Coby tak nagle przemienić go mogło.
Kamillo.  Królu, powodów nie śmiem szukać.
Polix.  Nie śmiesz?
Lub czyli nie wiesz? Lub czy wiesz, a nie śmiesz?
Bądź ze mną szczery. Tak jest, nie śmiesz mówić;
Boć sam dla siebie, co wiesz, wiedzieć musisz,
A nie śmiesz, czego powiedzieć nie możesz.
Dobry Kamillo, rysów twoich zmiana
Jest mi zwierciadłem, w którem własną zmianę
Dobitnie czytam, bo muszę być cząstką
Tych przeobrażeń, gdy jasno postrzegam
Przeobrażonym siebie z niemi razem.
Kamillo.  Jest słabość, która część dworu posiadła,
Lecz jej imienia powiedzieć nie mogę:
Ty nią nas, królu, choć zdrów, zaraziłeś.
Polix.  Ja zaraziłem? Nie przemieniaj, proszę,
W bazyliszkowe spojrzenia mych spojrzeń.
Widziałem tłumy, którym oczy moje
Przyniosły szczęście, lecz nikomu śmierci.
Dobry Kamillo, jak jesteś szlachcicem,
Uczonym, pełnym doświadczenia mężem,
(Skarb równie drogi jak nazwisko ojców,
Którzy szlachetną krew nam przekazali)
Błagam cię, jeśli wiesz o tajemnicy,
Której znajomość potrzebną jest dla mnie,
Nie więź jej, błagam, w myśli twoich cieniu.
Kamillo.  Królu, nie mogę na to odpowiedzieć.
Polix.  Jam słabość przyniósł, chociaż sam zdrów jestem?
Słuchaj, Kamillo, muszę mieć odpowiedź.
Więc cię zaklinam na wszystko, co człowiek
Honorem zowie — którego ta prośba
Cząstką nie małą — powiedz mi, zaklinam,
Jakie nieszczęście widzisz, że się czołga
Ku mej osobie, blizkie czy dalekie;
Jeśli je można usunąć, co począć,
Lub na cierpliwość jak się przygotować?
Kamillo.  Odpowiem teraz, na honor zaklęty