Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/13

Ta strona została przepisana.

statków handlowych i złoconych galer dla przejażdżek bogaczy. Ówdzie krzyżowały się łodzie rybackie, a w dali widniały wyniosłe maszty floty Pliniuszą. Gdzieś na skale gromadka wieśniaków stłoczyła się naokół rybaka, opowiadającego o delfinach, które ratowały tonących — powieść, którą dziś jeszcze słyszy się z ust Neapolitańczyków. Dwaj przyjaciele minęli tę grupę i po błyszczącym piasku szli na dalekie wybrzeże, gdzie cisza i samotność usposobiały do marzeń. Wiatr z morza niósł Glaukowi tchnienie dalekiej, ukochanej przezeń Grecji.
— Czy kochałeś kiedyś, Klaudjuszu? — zapytał nagle.
— O, często!
— Toś nigdy nie kochał. Eros jest jedyny.
— A ty czyś zakochany w istocie?
— Nie jeszcze Ale mógłbym się rozkochać...
— Zapewne w pięknej i bogatej Julji, która przecież ciebie uwielbia.
— Nie! nie zamierzam się sprzedać nikomu, a tembardziej tej źle wychowanej wnuczce... wyzwoleńca.
— Któż więc jest twoją szczęśliwą wybranką?
— Posłuchaj, Klaudjuszu, dziwnej historji. Przed paru miesiącami zwiedzałem Neapolis, którego piękne pomniki przechowują pamięć kolonizacji greckiej. Zaszedłem pewnego dnia do świątyni Minerwy — Pallady. Była próżna. Do mej pamięci cisnęły się wspomnienia Aten i śród pobożnych rozmyślań mimowoli łzy polały mi się z oczu. Wtem czyjeś głośne westchnienie zniewoliło mnie do odwrócenia głowy. I oczy moje spotkały się z parą oczu kobiecych — gwiazd czarnych, których jasny promień wniknął mi w serce. Nigdy, Klaudjuszu, nie widziałem doskonalszej symetrji rysów. Rzekłbyś, że to melancholijna Psyche. Boska jej twarz zroszona była łzami. Wzruszony spytałem, czy nie jest przypadkiem Atenką. Spłoniła się i od-