Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/131

Ta strona została przepisana.

pragnąc dowiedzieć się od ciebie, co mówi o domniemanym wyniku tej sprawy pretor?
— Nie mówiłem z nim o tem. Byłem tam w innym celu. Jako prawny opiekun nieszczęśliwej Jony, która jest napół obłąkana po śmierci jej brata i uwięzieniu mordercy narzeczonego, wystarałem się o rozkaz przyprowadzenia jej do mnie po pogrzebie Apaecidesa. Wymaga czułego nadzoru, aby nie popełniła jakiegoś szaleństwa.
— Otóż i dom Salustjusza. Nim rozstaniemy się, racz mi powiedzieć, Arbacesie, czemu jesteś zawsze tak posępny i unikasz towarzystwa naszej złotej młodzieży. Jakkolwiek jesteś mędrcem, mógłbym cię nauczyć wiele... w sztuce rozkoszy.
— Czym nie za stary?
— O, miałem już uczniów siedemdziesięcioletnich.
— Może ci kiedyś przypomnę twoją uprzejmą propozycję. Na teraz żegnaj mi — vale!
W przedsionku Arbaces natknął się na kłębek ciała, wstrząsanego łkaniem i zawiniętego z twarzą w szaty.
Była to Nidja, która natrętnie domagała się widzenia z Glaukiem i postokroć odpędzona przez straże domowe, powracała i tarzała się, łkając, w progach.
— Powstań! — rzekł, dotykając ją nogą. Tamujesz przejście.
Nidja poznała jego głos. Przypadła do jego stóp. Pamiętała teraz jedno, że jest możnym czarnoksiężnikiem.
— Ocal go, wielki kapłanie! Jest umierający w tym domu. Jedyną wynowajczynią jestem ja. To ja podałam mu napój czarownicy... ja... ja... Ten napój, który Julja dostała z twoją pomocą.
Sądził, że bredzi. Ale zważył, że jej krzykliwe