Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/23

Ta strona została przepisana.

drzwiami mieszkania Jony. W oświeconym długiem! rządami lamp westibulu Glaukus zatrzymał Klaudiusza.
— Wszakże ona jest Atenką? — zapytał cicho.
— Nie! pochodzi z Neapolis.
— Z Neapolis?!...
W tej chwili weszli do napełnionego wonią kwiatów viridarium. Ciżba wielbicieli, otaczających siedzącą pod portykiem panią domu, rozstąpiła się i Glaukus poznał tę, którą próżno poszukiwał od wielu miesięcy — tę piękną kobietę, co żyła w jego pamięci, utrzymując w niej żar cichej tęsknoty.




ROZDZIAŁ III.
Kapłan Arbaces snuje misterne sieci.

Zostawiliśmy Arbacesa nad morzem. Samotny skrzyżował ręce na piersiach i mówił do fal, które lizały mu stopy, nadbiegając z szumem, głuszącym jego słowa. Gorzki uśmiech wykwitł na jego wargach, kiedy wołał, wiedząc, iż nikt go nie słyszy:
— Głupcy niedołężni! Ślepe narzędzia losu! Czy zajmujecie się handlem lub religją, czy ubiegacie się za rozkoszą, zawsze jesteście igraszką namiętności! Jakżebym gardził wami, gdybym mniej nienawidził was, Grecy i Rzymianie! Toć z ogniska naszych umiejętności, ukrytego w Egipcie, wkradliście ogień, co żywi wam dusze — wasze kunszta, poezję, naukę. Ale jak to wszystko zeszpetniało w waszych barbarzyńskich rękach! Wy, Grecy, okradliście nas, jak niewolnik, kradnący szczątki pańskiej biesiady. A teraz wy, Rzymianie, naśladowcy naśladowców, potomkowie zgrai zbójów, władacie nad nami. Piaramidy nie widzą już