Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/102

Ta strona została skorygowana.

dzaj życia prowadziliśmy dotychczas, a lubo usiłowałem o tem zapomnieć, dręczyły mnie upokarzające wyrzuty sumienia.
— W mojem położeniu zrywać z przeszłością nie mogę — odparł Nasmyth — sztywny ciągle, niby pręt żeazny — jestem opiekunem szkoły.
— Opiekunem szkoły?
— Tak, zarówno jak nim był przedemną mój ojciec.
— Winszuje ci, kochany kolego — zawołał Raffles serdecznie.
— Nie wiem, co Was tu sprowadza? — pytał Nasmyth oschle.
— Ależ uroczystość szkolna, która zapowiada się nadzwyczaj zajmująco, czego dowodem, że idziesz na to zebranie, podobnie jak my wszyscy.
— Nie idę tam wcale. Mieszkam poprostu w sąsiedniej części miasta.
Mówiąc to, Nipper uderzał niecierpliwie nogą w płytę kamienną trotuaru, przypominając szorstkiem obejściem dany mu przydomek.
— Weźmiesz niewątpliwie udział w meetingu szkolnym.
— Nie wiem jeszcze. Gdybym tam poszedł, wywołałbym wrzaski. Nie przesądzam jakie twoje zdanie, Raffles’ie, lecz ja...
Rozczochrana broda wysunęła się naprzód, z pod sterczących wąsów błysły zaciśnięte groźnie zęby i wybuchając gwałtownie, obznajmił nas z poglądami swymi w tej sprawie.
Pojęcia jego były ciasne, krańcowe, przewrotne, nacechowane jadowitą złośliwością, jak przekonania Nasmyth’a wygłaszane w czasie naszych debątów szkol-