Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/105

Ta strona została skorygowana.

zmienił wyglądu; pnący się bluszcz dokoła okien tworzył jak dawniej festony, odnalazłem nawet resztki wypchanego ptaka, na którym niegdyś czyniliśmy z Rafles’em doświadczenia. Co więcej, gdyśmy szli z innymi na pacierz, we drzwiach zasłoniętych zieloną wełnianą firanką a dzielącą tę część domu od mieszkania dyrektora, ujrzałem stojącego na straży chłopca, którego obowiązkiem było dawać znaki milczenia reszcie uczniów zgromadzonych w sieni, zupełnie tak samo jak za naszych dobrych czasów; nic się w tym świecie nie zmieniło; my tylko ciałem i duszą odstaliśmy od tego świata.
Wieczorem młodzież szkolna podejmowała nas z wielką gościnnością. Wśród wesołego grona studentów musieliśmy czynić wrażenie ludzi przedhistorycznej epoki; obcy celom ich i uczuciom, nie mogliśmy się dziwić, gdyby zostawiali nas na uboczu, nie dopuszczali do zabaw i gawędek swoich. Raffles odrazu jednak, nabrawszy werwy młodzieńczej, stał się duszą zebrania, nie widziałem go nigdy tak ożywionym; nie naśladował pustoty niedowarzonego chłopca, ale przedstawiał rzadszy okaz człowieka w pełnym rozwoju, umiejącego dzielić zapał i wesołość młodego wieku.
Po obiedzie odbył się meeting, na którym mój przyjaciel i Nasmyth mieli przemawiać. Chłód i obojętność panowały w sali, póki Nipper nie zabrał głosu.
Gminnem było jego wysłowienie, ale namiętnem i szczerem, niemniej jak zarzuty stawiane przeciwnikom, co mogło zjednać mu stronników wśród łatwowiernych słuchaczy. W argumentach swoich bankier rozwijał obszerniej przytoczone nam poprzednio zasady; przedstawił je treściwie, jasno, ozdabiając zwrotami satyrycznego krasomówstwa. Słowem, używał środków