Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/106

Ta strona została skorygowana.

odpowiednich założeniu, inaczej nie moglibyśmy przełknąć niedorzecznych dowodzeń. W ten sposób zyskał oklaski grupy mniej oświeconych. W sali jednak zaległo ogólne milczenie, gdy powstał Raffles dla udzielenia odpowiedzi.
Pochyliłem się, by nie stracić ani jednego słowa. Tak dobrze znałem mego przyjaciela, że wiedziałem z góry, co powie; tym czasem spotkał mnie nieprzewidziany zawód! Na wszystkie wygłoszone przez Nipper’a szyderstwa, na wszystkie jego przycinki Raffles odpowiadał ze słodyczą i wyrozumiałością, wprawiającą całe audytorjum w zdumienie. Zaznaczył uprzejmie, że nie wierzy stanowczo temu, co jego dawny przyjaciel Nasmyth mówił o sobie. Znał Nasmyth’a od lat dwudziestu i nie spotkał nigdy psa, króryby głośniej warczał, a gryzł mniej złośliwie. Stwierdzonym było faktem, że ten człowiek posiadał zbyt dobre serce, aby mógł najmniejszą krzywdę wyrządzić komukolwiek. Nasmyth daremnie chciałby temu zaprzeczyć, mówca zna go lepiej, niżeli on sam siebie. Nipper miał tylko wady nieodłączne od wielkich zalet duszy: zwykł bronić namiętnie słabszej strony. To właśnie skłaniało preopinanta do nadużywania zbyt dosadnych wyrażeń, jakeśmy to mieli sposobność stwierdzić dziś wieczór. Raffles też był przekonany, że cokolwiek Nasmyth mógł mówić lub myśleć o zamierzonej fundacyi, na liście składek podpisze się z hojniejszym datkiem, niżeli ktokolwiek z obecnych, będąc „dobrym, szlachetnym człowiekiem, którego wszyscy znamy” — kończył mój przyjaciel.
W ten sposób zawiedli się na Raffles’ie jego dawni koledzy. Rachowaliśmy na dowcipną, ironiczną przemowę, nacechowaną zasłużoną pogardą dla skąpca,