Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/112

Ta strona została skorygowana.

tarz. Wypadało wskutek tego dużo z kolei drzwi otwierać i zamykać, ale mój przyjaciel znajdował przyjemności w usuwaniu napotykanych przeszkód, aż nareszcie dosięgliśmy części gmachu przeznaczonej na sypialnie uczni.
— Przez okno? — pytałem szeptem, gdy zegar wybijał drugą po północy.
— Którędyż indziej? — odparł po cichu Raffles, otwierając jedno z okien, skąd za czasów szkolnych podawano nam listy.
— A dalej przez podwórze?
— Wyjdziemy furtką w rogu. Nie mów nic Bunny; sypialnie są wprost nad nami; nasze dawniej były od frontu, pamiętasz?
Trzymał ciągle palec na ustach, wtedy, nawet kiedy nam już gwiazdy przyświecały nad głowami i nie widzieliśmy żywej duszy na ulicy.
Raffles ująwszy mnie pod rękę, zaczął przyciszonym głosem gawędkę.
— Przemówiliście się z Nipper’em? Tańcząc, nie spuszczałem was z oka, i nadstawiałem ciekawie ucho. Słyszałem wymawiane moje nazwisko. Zacięty człowiek z tego Nasmyth’a, nie wiele się zmienił od czasu, gdyśmy kolegowali z sobą w szkole. Zobaczysz jednak, że weźmie udział w składkach na pomnik i będzie mi wdzięczny, iż go do tego skłonić zdołam.
Odpowiedziałem szeptem, iż nie wierzę temu wcale. Raffles nie słyszał, co Nasmyth mówił o nim; nie chciał, bym mu to powtórzył. Obstawał przy swojem pochlebnem dla Nipper‘a zdaniu tak uparcie, że go spytałem, na czem gruntuje błędne mniemanie swoje?
— Mówiłem ci już — odparł Raffles — potrafię go do tego skłonić.