Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/113

Ta strona została skorygowana.

— Jak? gdzie? kiedy? — dowiadywałem się.
— Na polu bitwy pod Filipami, gdzie mu naznaczyłem spotkanie. Zapomniałeś już wyraźnie twego Shakespeare’a, Bunny, ale powinienbyś choć pamiętać ustęp, w którym wielki poeta wspomina o Cezarze i Brutusie.
Odpowiedziałem, że to sobie przypominam, lubo nie rozumiem, jaka łączność zachodzi między okolicznościami bieżącej chwili a przytoczonym z dzieł wielkiego dramaturga ustępem.
— Mowa w nim o miejscu wiekopomnej bitwy; my także stanęliśmy na polu rozgrywanej walki — oświadczył mój towarzysz, zatrzymując się nagle.
Była to ostatnia godzina letniej nocy; przy świetle sąsiedniej latarni ulicznej mogłem dojrzeć wyraz twarzy Raffles’a.
— Pytałeś się przed chwilą, kiedy plan mój urzeczywistnię? — zagadnął — oznajmiam, że nastąpi to bezzwłocznie... jeśli zechcesz dopomódz mi trochę.
W tyle za nim wznosił się dom, z dużem weneckiem oknem, przysłoniętem drucianą okienicą a nad niem złoconemi literami połyskiwało nazwisko Nasmyth’a.
— Nie zamyślasz chyba o kradzieży z włamaniem? — pytałem przerażony.
— Przeciwnie uskutecznię to natychmiast z pomocą twoją, lub za dziesięć minut, bez twojej pomocy.
— Nie zabrałeś przecież z sobą narzędzi?
Zadzwonił niemi delikatnie w kieszeni.
— Nie wziąłem całego kompletu, ale mam zawsze kilka niezbędnych drobiazgów, które niewiadomo kie-