Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/116

Ta strona została skorygowana.

pomyślnie. Należało teraz wyjść równie szczęśliwie, gdyż niebo pokryte było chmurami i uśmiechała się słodka nadzieja rozgrzania zziębniętych członków w ciepłych łóżkach. Zrobiłem pocichu tę uwagę Raffles’owi, który wyjrzał przez otwarte okno. Spiesznie jednak cofnął głowę; mogłem z tego wywnioskować, że grozi nam coś złego.
— Odwagi Bunny. Uspokój się synu! Nie widzę żywej duszy, lubo należy mieć się na baczności i przewąchać możliwe niebezpieczeństwo. Dalej, śmiało za mną przez okno!
Zeskoczyliśmy na ulicę, biegnąc następnie przyspieszonym tempem. Skradaliśmy się jak myszy wzdłuż gmachu zamieszkanego przez prosesorów.
— Widzisz światło w oknie starego Nab‘a? — pytał Raffles, idący przodem.
Gdzie dowladywałem się przerażony.
— W sypialni profesora.
— Czy podobna?
— Dostrzegłem to poprzednio — objaśniał mój towarzysz — Nab zawsze źle sypiał po nocach, a słuch ma tak delikatny, że słyszy najlżejszy szmer z drugiego końca ulicy. Nie pomnę nawet, ile razy gonił za mną w czasie wzbronionych wycieczek studenckich, Sądzę, że w końcu wiedział, kto był nocnym włóczęgą, ale nie należy do liczby ludzi oskarżających drugich bez dostatecznych dowodów.
Czułem, że mi dech zamiera w piersiach ze strachu. Raffles biegł niby jacht pędzony wiatrem, ja spieszyłem za nim nakształt łodzi kołysanej falą. Naraz mój przyjaciel zatrzymał się, żądając iżbym nie dyszał tak głośno, gdyż on nasłuchiwać musi.