Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/118

Ta strona została skorygowana.

— Wasz hultaj? — powtórzył Nab, ściągając krzaczaste brwi gniewnie.
— Goniliśmy oba za złodziejem — tłomaczył mój towarzysz — Bunny gorliwość swoją przypłacił nabitym guzem. Być może zresztą, żeśmy niesłusznie posądzali jakiego niewinnego człowieka.
— Lub nawróconego grzesznika — wtrącił nasz prześladowca — czy nie masz na myśli jednego z dawnych wychowańców szkoły? — dodał wpatrując się w Raffles’a wzrokiem przenikliwym.
Zagadniony jednak potrafił dzielnie stawić profesorowi czoło.
— O nawróceniu nie mogę przesądzać, nie znając winnego — oświadczył. — Wspomniałem tylko, że mogłem popełnić omyłkę; zgasiłem świecę i wyglądałem przez okno, gdy spostrzegłem człowieka, budzącego podejrzenie zachowaniem swojem. Niósł buty w ręku, a szedł tylko w skarpetkach — dla tego prawdopodobnie nie słyszałeś pan kroków jego; stąpając w ten sposób, nie robi się najmniejszego hałasu. Bunny tylko co wyszedł odemnie; przywołałem go zaraz i zeszliśmy cichaczem, podejmując się dobrowolnie roli detektywów. Nie było ani śladu podejrzanego nicponia! Szukaliśmy go pod kolumnadą, obok banku Nasmyth’a, gdzie zdawało mi się słyszeć szmer jakiś, poszukiwania nasze jednak okazały się daremne. Dopiero gdyśmy stamtąd wychodzili, łotr niespodzianie przebiegł mi pod nosem jak strzała, i dlatego pędziliśmy za nim w pogoń. Gdzie się hultaj przez ten czas ukrywał, nie mam pojęcia; być może, iż nic nie wyrządził złego, wypadało jednak o tem się przekonać. Na nieszczęście filut ma zwinne nogi a Bunny zbyt krótki oddech.