wiał, gdy szedłem dalej. Obcierałem czoło zwilżone potem ze strachu, nadstawiałem niespokojnie ucho, aż wreszcie przekonałem się, że słyszałem echo własnych moich kroków. Niebawem też wyszedłem z ciemnej alei na drogę, którą mogłem już widzieć dokładnie; przebyłem ją szczęśliwie, lubo nie bez małej przygody. Przeszedłszy rzekę Mole po moście, zawróciłem na lewo i wpadłem niespodzianie na policjanta, noszącego buty z gumowemi podeszwami. Przeprosiłem szanownego stróża bezpieczeństwa, zowiąc go „panem oficerem“, dopiero w odległości jakich stu yardów odważyłem się skierować w inną stronę.
Wreszcie dosięgłem furtki ogrodowej, i wszedłem na rosą obficie zwilżony trawnik. Męczącą była przechadzka; usiadłem dla wytchnienia na ławeczce pod drzewem cedrowem, którego gałęzie grubszy cień jeszcze rzucały wśród mroków nocy. Odpoczywałem chwil kilka, rozwiązując kamasze na nogach, dla zyskania czasu i gotując się do wykonania zamierzonego planu, z zimną krwią, obowiązującą zastępcę nieobecnego wodza. W duchu jednak tę odwagę moją oceniałem właściwie, wiedząc, że stanowi imitacyę nie wytrzymującą porównania z oryginałem.
Dla zaświadczenia o mojej śmiałości, potarłem zapałkę i zapaliłem papierosa; Raffles może nawet nie byłby w podobnej chwili narażał się w ten sposób, chciałem jednak przekonać go, że jestem nie ustraszony i rzeczywiście nie doznawałem uczucia trwogi. Niecierpliwie wyczekiwałem jakiego zdarzenia, mogącego zaświadczyć o męstwie mojem. Kończyłem tedy dopalać papierosa i zabierałem się zdjąć obuwie, zanim wejdę na wysypaną żwirem ścieżkę, prowadzącą do oranżeryi, gdy dziwny jakiś szmer zwrócił uwagę moją.
Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/127
Ta strona została skorygowana.