Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/129

Ta strona została skorygowana.

Mówiłem to z własnego natchnienia; a oświadczenie moje, wydało nadspodziewanie dobry rezultat.
— Ależ nie żądam tego wcale — odezwał się młody Medlicott uprzejmie — zbudził mnie szalony atak astmy, będę musiał niewątpliwie siedzieć w krześle do rana. Mógłbyś gawędką rozerwać mnie trochę. Czekaj chwilę, przyjdę po pana i wpuszczę cię do domu.
Był to dilemat nie przewidziany przez Raffles’a,
Na dworze, w ciemności podjęta śmiało przezemnie rola zdawała się dość łatwą do odegrania, lecz dalsza improwizacya wśród czterech ścian zamieszkanego domu podwajała ryzyko i przyczyniała trudności. Włożyłem wprawdzie z intencyą strój rzeczywistego detektywa, ale fizyognomya moja nie odpowiadała typowi tajnego ajenta. Z drugiej strony jako mniemany dozorca kosztownych darów, odmawiając propozycyj wejścia do domu, gdzie się one znajdowały, mogłem zbudzić podejrzenie; dostać się tam zresztą wcześniej czy później było zadaniem mojem, wzgląd ten rozstrzygnął wątpliwość. Postanowiłam chwycić dyabła za rogi.
Słysząc pocieranie zapałek w pokoju nad oranżerją, przypomniałem sobie, iż wypada zawiązać spiesznie sznurowadła przy kamaszach. Światło zbliżało się zwolna do szklanych drzwi w sieni, a gdy się te drzwi otworzyły, ujrzałem w nich jakby zagrobową postać trzymającą świecę w rękach.
Widywałem ludzi starych, wyglądających młodo, i ludzi młodych, którym dać można było dwa razy więcej lat, niżeli mieli rzeczywiście, nigdy jednak pierwej ani później nie widziałem chłopca mającego jeszcze mleko pod nosem, zgarbionego niby siedemdziesięcioletni starzec, dyszącego ciężko, drżącego jak w fe-