Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/132

Ta strona została skorygowana.

Odpowiedziałem, że na nieszczęście zostawiłem dziennik w wagonie.
— Było tam co o zakładach wyścigowych? — pytał chory, pochylając się na krześle.
— Mogę w tym względzie zaspokoić ciekawość pana — odparłem.
— Do jakiej cyfry dochodzą zakłady?
— Do dwóchset funtów.
— Kto ma największe szansę?
— Raffles notowany sześćdziesiąt dwa na sto.
Głos mój brzmiał mimowolnie dźwiękiem szczerego zachwytu, lecz entuzjazm Medlicott’a daleko był większym, jak gdyby łączyły go stosunki ścisłej zażyłości z moim przyjacielem; śmiał się tak serdecznie, wywołało to nowy napad kaszlu.
— Poczciwy stary Raffles — mówił w przerwach — wybrany sędzią; na Jowisza, musimy jeszcze wypić po kieliszku za jego zdrowie! Zabawna rzecz, ta astma: napoje wyskokowe osłabiają głowę, przynosząc ulgę płucom. Doktorzy tego nie uznają, ale oni nie umieją leczyć choroby. Znałem jednego tylko, który potrafił przynosić skuteczną ulgę w atakach. No, za zdrowie Raffles’a! Oby dożył sto lat wieku!
Lubo z wysiłkiem, stanął na nogach dla spełnienia toastu; ja wypiłem go siedzący. Nie rad byłem z obrania Raffles’a za temat rozmowy; a więcej jeszcze z tego powodu, że piłem za zdrowie przyjaciela z członkiem rodziny, którą przyszedłem ograbić. Rzeczywiście znalazłem się w trudnem położeniu: jak mogłem po tym przyjaznym akcie okradać biednego chłopca lub jego blizkich?