Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/133

Ta strona została skorygowana.

Było coś gorszego jeszcze. Nie ręczyłbym, czy młody Medlicott ufał mi szczerze. Przypuszczałem to od początku, a po wypiciu drugiego kieliszka chłopiec wyznał mi swoje niedowierzanie. Cierpienie fizyczne nie przeszkadzało mu podejrzewać, że przyszedłem ściągnąć podarki ślubne, zamiast czuwać nad ich bezpieczeństwem. Dałem mu do zrozumienia, że nie smakuję w tego rodzaju żartach i został też za nie ukarany gwałtowniejszym niż dotychczas paroksyzmem astmy. Zaduszenia były tak silne, że używane poprzednio środki okazały się bezskutecznemi. Przygotowałem papieros z szalejem, lecz biedak nie był w stanie robić inhalacyi. Podałem mu kieliszek wódki, który usunął niecierpliwym ruchem ręki.
— Amygdalin... daj amygdalin... tam w kapsułkach na stole... przy łóżku.
Pobiegłem do sypialni i przyniosłem żądane kapsułki; nieszczęśliwy chłopiec zawartość jednej z nich wysączył na chustkę od nosa, którą do ust sobie przyłożył. Obserwowałem go pilnie, gdy silna woń dochodzić mnie zaczęła; ustąpiło natychmiast straszne zaduszenie i oddech chorego stawał się równiejszym. Jednocześnie na twarz jego wystąpiły rumieńce.
— Środek ten odciąga krew od serca, przynosząc chwilową ulgę — mówił — gdybyż ona trwać mogła! Nie wolno mi jednak używać więcej nad jedną kapsułkę bez pozwolenia lekarza... Widzę, że pan nasłuchujesz czegoś pilnie... Prawdopodobnie to odgłos kroków nadchodzącego policyanta.... musimy pomówić z nim chwilę.
Uszu moich dochodził szmer inny, stąpanie w pokoju nad nami. Poszedłem wyjrzeć przez okno. Na