Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/138

Ta strona została skorygowana.

widziałem już Medlicotta na ulicy, wróciłem do pokoju, gdzie zastałem Raffles’a siedzącego ze skrzyżowanemi nogami na podłodze i obcierającego chustką krew sączącą się z rany.
— Jesteś Bunny, mój wierny przyjacielu! — szepnął.
— Zatem Bogu dzięki, nic nie przytrafiło ci się tak bardzo złego — zawołałem.
— Byłem, rozumie się, odurzony chwilowo — odparł — a nie twoja zasługa, że nie padłem trupem na miejscu. Jak mogłeś Bunny, nie poznać ubrania, w którem widziałeś mnie tyle razy! Nie raczyłeś jednak spojrzeć na mnie, nie zostawiłeś mi czasu odezwać się jednem słowem. Umiałeś się tylko pozbyć zręcznie młodego niedołęgi. Musimy myśleć teraz o szczęśliwem ujściu pogoni.
Mrucząc tak pod nosem, Raffles zawrócił ku drzwiom; dążyłem za nim do furtki ogrodowej, którą otworzył wytrychem. Lubo jednak szedłem za moim przyjacielem, zbyt byłem na niego rozżalony, iżbym chciał prowadzić z nim gawędkę. Doszliśmy w milczeniu do mostu nad brzegiem rzeki.
Znając Raffles’a, nie zdziwiłem się, gdy on wszedł pod jedną z arkad i wyszedł stamtąd przystrojony w eleganckie palto, kapelusz, jakby wracał prosto z teatru, a na tę metamorfozę zużył zaledwie parę minut czasu. Nie poprzestając na tem, mój towarzysz i mnie zaraz przekostiumował, zarzucając mi swój pled szkocki na plecy.
— Rad może będziesz usłyszeć — rzekł — iż o 3 m. 12 wychodzi pociąg z Surbiton, gdzie dojdziemy niebawem, przyśpieszywszy nieco kroku. Jeżeli życzysz sobie, mo-