Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

żenia. Obowiązkiem klucznika było wszystkie te zamki przed nocą pozamykać i klucze z sobą zabierać. Klucz od skarbca tylko pozostawał pod wyłączną strażą samego pana domu.
Ten skarbczyk tak był zręcznie ukryty, że nie potrafiłbym go nigdy odnaleźć, gdyby w niewinności serca nie pokazała mi owej kryjówki pewna osóbka, mówiąc, że nawet jej małowartościowe biżuterye były tam na noc zawsze uroczyście składane. Skarbczyk, wmurowany w róg ściany za szafami biblioteki, przechowywał drogocenne klejnoty lady Carruther: niewątpliwie Lochmaben’owie na ten sam cel używali skrytki, a wskutek zaszłej zmiany w personelu lokatorów, nie wahałem się udzielić Raffles’owi żądanych objaśnień. Odrysowałem mu nawet na karcie spisu potraw plan rozkładu mieszkania na dole.
— Przezornie zrobiłeś, zwracając uwagę na urządzenie sztucznych zamków — rzekł mój towarzysz, chowając rysunek do kieszeni. — Nie pamiętasz, czy takim zamkiem opatrzone były drzwi frontowe?
— Niema w nich podobnego zatrzasku — odparłem — mogę temu zaprzeczyć stanowczo, gdyż miałem raz powierzony klucz od wspomnianych drzwi, gdyśmy razem spędzali wieczór w teatrze.
— Dziękuję ci, stary druhu — odezwał się Raffles życzliwie. — Nie potrzebuję nic więcej od ciebie, mój chłopcze. Wiwat, niech żyje noc dzisiejsza!
Takiego używał zwykle wyrażenia, gdy w myśli układał najzdradliwszą jaką sztuczkę. Spojrzałem na niego przerażony. Cygara nasze nie były jeszcze dopalone, mimo to zadzwonił o rachunek. Nie mogłem mu czynić uwag póki nie znaleźliśmy się na ulicy.
— Pójdę z tobą — rzekłem, biorąc go pod rękę.