Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/150

Ta strona została skorygowana.

— Poznajesz go pan? — dowiadywał się sekretarz, gdy mnie dech zamierał w piersiach z przerażenia.
— Nie — zaprzeczyłem stanowczo — Chciałem wiedzieć tylko, czy on jeszcze żyje — tłomaczyłem, przekonawszy się, że owem wstrętnem indywiduum był rzeczywiście Raffles i że mój przyjaciel leżał bez czucia — Cóż u licha, zajść tu mogło? — pytałem.
— Tego samego pragnę się dowiedzieć — mówiła dama w cekinach, która wydawszy jeszcze kilka nie zasługujących na powtórzenie wykrzykników, skryła się za olbrzymim wachlarzem.
— Sądzę — zauważył sekretarz — że żądane objaśnienie wolno panu Maguire nam dać lub nie dać, jak mu się spodoba.
Sławny Barney stojąc na perskim dywanie, spoglądał na nas z tryumfem, nie dającym się opisać, pokój był wspaniale, nawet artystycznie udekorowany, zawód cyrkowego atlety zdradzały tylko u Maguire’a jego ordynarne wysłowienie i wystająca dolna szczęka twarzy. Cały dom urządzony był ze smakiem nie mniejszem od pokoju w którym rozgrywała się nocna tragedya. Dama w cekinach połyskując jak łosoś złotawą łuską, usiadła niedbale w ogromnym, miękko wysłanym fotelu; sekretarz wsparł się o biuro zdobne w bronzy, Barney krwią nabiegłemi oczyma wodził z rozkoszą od karafki i kieliszków stojących na czterokątnym stole, do drugiej karafki na okrągłym stoliczku w kącie.
— Czyż to nie zabawne! — mówił siłacz, zwracając się do nas ze śmiechem — ledwo wymyśliłem pułapką na złodziei, zaraz wlazł w nią obmierzły złoczyńca. Pamiętasz dodał, skłaniając w moją stronę głowę — wspominałem wam o moim wynalazku, kiedyś tu był u mnie