Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/155

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego pan przypuszczałeś, że cię wzywa twój przyjaciel Ralfles?
— Usypiałem już gdy zadzwoniono — odparłem — on pierwszy nasunął mi się w myśli. Oba mamy telefon zaprowadzony w mieszkaniu; przytem założyliśmy się z sobą...
Trzymałem już kieliszek przy ustach, zdołałem go jednak odstawić niepostrzeżenie. Głowa Maguier’a opadła na piersi i chrapał głośno, a dama w cekinach spała również snem głębokim w fotelu.
— O co się zakładaliście panowie? — pytał sekretarz, wypróżniając swój kieliszek małymi haustami,
— O pułapkę, której tajemnica wyjaśnioną nam została przed chwilą — mówiłem pilnie obserwując małego yankesa — Sądziłem, że to poprostu jakieś zdradzieckie podejście; Raffles inne tworzył wnioski, wskutek czego stanął między nami zakład. Pokazuje się, że czyniłem słuszne przypuszczenia.
Ostatnie słowa wypowiedziałem przyciszonym głosem, lubo ostrożność ta była zbyteczną, atleta i jego towarzysze spali już snem twardym. Sekretarz pochylony nad stołem nie obudził się, gdy mu rękę jego podkładałem pod głowę; Maguire siedział wyprostowany, z podbródkiem wspartym na gorsie koszuli, a cekiny strojące damę dzwoniły zgodnie z jej równym oddechem. Wszyscy troje byli w głębokim śnie pogrążeni; nie próbowałem dochodzić, czy wynikło to z przypadku, czy też z planu z rozmysłem ułożonego.
Uwagę moją skupiłem na Raffles’ie. Spał niemniej twardo od swoich prześladowców; potrząsałem go bezskutecznie. W rozpaczy, zacząłem mu dłoń wykręcać, a wtedy jęknął z bólu, lecz upłynęła dłuższa chwila, zanim oczy jego spojrzały na mnie przytomniej.