Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/157

Ta strona została skorygowana.

rzony jakimś gwałtownie działającym narkotykiem. Gdybym w takim stanie wyszedł stąd, musiałbym pozostawić na miejscu łupy, lub znaleziono by mnie śpiącego w rynsztoku, z głową opartą na wyładowanej cennemi przedmiotami torbie. W każdym razie zostałbym schwytany, co pociągnęłoby za sobą najgorsze skutki.
— Wtedy zapewne wezwałeś mnie do telefonu?
— To było szczęśliwe natchnienie, jakby ostatni błysk zamierającej inteligencyi — nie wiele pamiętam, co zaszło później... na pół już spałem wówczas.
— Głos twój stawał się też z każdą chwilą słabszy
— Nie przypominam sobie ani jednego słowa z tego, co mówiłem do ciebie, Bunny.
— W końcu naszej rozmowy usłyszałem, że padałeś na ziemię.
— Słyszałeś to przez telefon?
— Tak wyraźnie, jakbyśmy znajdowali się w jednym pokoju, przypuszczałem, że powalił cię Maguire.
Raffles słuchał z zajęciem udzielanych mu szczegółów, po ostatnich słowach moich oczy jego nabrały wyrazu słodkiego rozrzewnienia i ujął mnie z czułością za rękę.
— Przypuszczałeś to — rzekł — a jednak nie wahałeś podążyć tutaj dla stoczenia w mojej obronie walki z Barney’em! Nie każdy zrobiłby to na twojem miejscu Bunny!
— Nie przypisuj mi wielkiej z tego tytułu zasługi — wyznałem szczerze — bodźcem dodającym mi odwagi była może ta okoliczność, że obiad zakrapiany winem spożyłem w klubie ze Swigger’em Morrison.