Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/168

Ta strona została skorygowana.

— Ale tego piątku wieczorem obchodzą oni wspaniałą ucztą zakończenie łowów, w czem gruby Guilemard z całą falangą swoją bierze czynny udział.
— Mówisz o właścicielu waszego dawnego domu?
— O nim właśnie — potwierdziłem — sportsmeni jedzą, piją, hulają a między nimi Guilemard rej wodzi.
— Więc to bezcelowe zebranie pospolitych myśliwych i hodowców końskich? — zauważył Raffles, wpatrując się we mnie przenikliwym wzrokiem.
— Nie wypadnie ono dla nas bez pożytku, mój kochany — odparłem — nie narażałbym cię na fatygę przejścia w Albany z jednego pokoju do drugiego, gdyby chodziło tylko o zdobycz kilku nędznych sztućców srebrnych. Nie dowodzę, iżbyśmy niemi pogardzać mieli, gdyby nam przypadkiem wpadły w ręce. W każdym razie będzie to wesoła noc dla Guilemard’a i jego przyjaciół, wskutek czego do sypialni łatwy znajdziemy dostęp.
— Świetna myśl! — zawołał Raffles, uśmiechając się filuternie — Jeśli to ma być obiad proszony jednak, gospodyni nie zostawi klejnotów swoich w sypialni; będzie je miała na sobie.
— Zbyt ma ich dużo, by wszystkie włożyć na siebie mogła. Przytem nie jest to obiad proszony pro forma, pani Guilemard z kobiet jedna tylko bywa na nim obecną a ponieważ uchodzi za ładną, nie potrzebuje blaskiem brylantów podnosić urody swojej. Żadna piękna białogłowa nie będzie się stroiła w świecidła na męzkie zebranie, złożone wyłącznie z myśliwych i sportsmenów.
— To zależne od posiadanych przez nią klejnotów.