Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/177

Ta strona została skorygowana.

— Czy moglibyśmy znaleźć tędy wyjście? — szepnął z taką dobrocią, z jaką nikt na jego miejscu nie przemawiałby do człowieka, który naraził go na tak groźne niebezpieczeństwo — nie mamy, jak wiesz, drabiny sznurowej.
— A to dzięki mnie jedynie — ubolewałem — cała bieda pochodzi z mojej winy.
— Nie czyń sobie wyrzutów, Bunny; nie było innego środka. Gdzie wychodzą te okna?
Wspaniałomyślność mego przyjaciela cięższego jeszcze przyczyniała mi żalu; nic jednak nie mówiąc, poprowadziłem go do okna wychodzącego na mniej spadzisty w tem miejscu dach łupkiem kryty. Często chłopcem będąc, czyniłem stąd wycieczki dla przyjemności karkołomnych sztuk gimnastycznych, lub w chęci spojrzenia przez półokrągłe okienka w dachu na dziedziniec gospodarski. Gdyśmy przypatrywali się z Raffles’em tym małym okienkom, jedno z nich poniżej otworzyło się i wyjrzało przez nie rozczerwienione oblicze któregoś z biesiadników.
— Musimy ich nastraszyć — rzekł pocichu mój przyjaciel.
Wyjął z kieszeni rewolwer i strzelił z niego, rozbijając kulą łupek na parę cali ponad wystającą głową. Przypuszczam, że Raffles w ciągu całej swojej karyery nocnego marudera ten raz jedyny tylko użył broni palnej.
— Nie zraniłeś go przecież? — pytałem przerażony, gdy głowa zniknęła bezzwłocznie z okienka i u słyszeliśmy hałas w korytarzu.
— Nie miałem, naturalnie, takiej intencyi — odparł Raffles — wszyscy jednak mniemać będą, że chybiłem celu przypadkowo, i wskutek tego, ciężej jeszcze był-