Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/181

Ta strona została skorygowana.

— Po tamtej stronie parkanu. Jaka jest przestrzeń ogrodu, Bunny?
— Obejmuje sześć do siedmiu akrów.
— Musisz mnie zaprowadzić do drugiej swej pustelni z lat dzieciństwa, w której moglibyśmy leżeć spokojnie do rana.
— A potem co dalej?
— Dosyć ma noc swojej biedy, mój kochany. Najważniejszem jest znalezienie pożądanej kryjówki. Ale widzę drzewa w dali?
— To las ś-go Leonarda.
— Doskonale! Przeszukają każdą stopę ziemi w tym lesie, zanim wrócą do swego własnego ogrodu. Chodź Bunny, pomóż mi wdrapać się na parkan; ja cię tam wciągnę bezzwłocznie.
Nie widziałem dla nas innego ratunku i jakkolwiek przykro mi było wracać do tego ogrodu, przypomniałem sobie drugie sanctorum z dawnych czasów, mogące nam służyć za schronienie w ciągu tej nieszczęsnej nocy. W dalekim zakątku ogrodu, z jakie sto yardów od domu wykopano sadzawkę za mojej pamięci; spadziste jej brzegi zasadzono rododendronami i urządzono tam małą łazienkę, będącą rozkoszą moich lat chłopięcych. Stanowiło to niby miniaturową przystań nadwodną; sądziłem, że nie znajdziemy bezpieczniejszego schronienia, co też potwierdził Raffles, gdy przez zarośla poprowadziłem go do owej łazienki wśród rododendronów.
Co za ciężką noc przebyliśmy jednak! W łazience było dwoje drzwi, jedne wychodzące na staw, drugie na ścieżkę wiodącą do dworu; żeby słyszeć, co się dokoła nas działo, musieliśmy te dwoje drzwi trzymać otworem, zachowując przytem najgłębsze milczenie. Wil-