Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/185

Ta strona została skorygowana.

dnę trupem przed domem, będącym niegdyś gniazdem naszem rodzinnem, ze skradzionemi klejnotami w kieszeni! Możesz powiedzieć, Raffles’ie, iż należało mi pomyśleć o tem wcześniej; masz prawo czynić mi wymówki, bo na nie zasłużyłem.
— Nie byłeś nigdy zręcznym kłamcą, Bunny, — odparł, uśmiechając się, mój przyjaciel. — Czy uwierzysz, gdy ci powiem, że domyślałem się, co czuć musisz a nawet jak postąpisz.
— Domyślałeś się tego Raffles’ie?
— Odgadłem wszystko, kiedy byliśmy jeszcze w łazience. Wiedziałem, że coś zajść musiało, że zguba odnalezioną została, skoro hulaszcza czereda myśliwych tak się prędko rozjechała, zadowolona widocznie z siebie i z drugich. Nas nie zdołali przyłapać; musieli tedy zyskać cenniejsze rzeczy, nad nasze marne osoby; twoje apatyczne zachowanie utwierdziło mnie w tem przekonaniu. Zrządzeniem losu pudełka przezemnie zabrane okazały się puste, a tobie dostały się kosztowne łupy. Dla usunięcia podejrzeń zbudzonych we mnie, poszedłem rzucić raz jeszcze wzrokiem przez szyby w oknie weneckiem i wiesz, co zobaczyłem.
W odpowiedzi potrząsnęłem przecząco głową.
— Parę małżeńską, którą zamierzałeś ograbić Bunny, przedwcześnie rozkoszującą się widokiem tych oto świecidełek — rzekł Raffles.
Przy tych słowach, mój przyjaciel wyciągnął z kieszeni kamizelki dwa pudełka, i otworzył je ze śmiechem: w jednem był dyadem brylantowy, w drugiem naszyjnik ze szmaragdów i brylantów.
— Musisz mi przebaczyć Bunny — dodał Raffles widząc zdumienie moje — Nie potępiam ani jednem słowem słusznych niewątpliwie pobudek twoich, ale dro-