Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/200

Ta strona została skorygowana.

się i zmienił tak bardzo, że trudno byłoby go poznać; nie stracił jednak dzielności charakteru, czyniącej, że zdolny był stawić czoło groźniejszemu spotkaniu niżeli to, jakie nam narzucił zbieg okoliczności. Z drugiej strony nie należało przypuszczać, iżby dostojny, wyższej rangi urzędnik, mógł zapamiętać fizyognomią, pospolitego jak ja przestępcy. Zawsze jednak krok to ryzykowny i nie byłem do śmiechu usposobiony, gdym pochylił się nad albumem zbrodniarzy, pokazywanym przez naszego cicerone.
Fotografie morderców i ich ofiar pochłonęły niebawem uwagę moją tak dalece, że przejęty grozą, zawołałem na Raffles’a, chcąc mu pokazać jedną z wstrząsających scen zabójstwa. Na wezwanie moje nie otrzymałem odpowiedzi. Spojrzałem dokoła — nie było Raffles’a. Oglądaliśmy fotografie przy jednem oknie; nowoprzybyli przy drugim tem samem byli zajęci, a wobec nas wszystkich Raffles wyniósł się bez najmniejszego szmeru.
Nasz młodzieniec stał zatopiony również w widoku przerażających obrazów; zanim wzniósł głowę, zdążyłem zapanować nad doznanem zdumieniem, lecz nie próbowałem ukrywać mego oburzenia.
— Nie znam tak niecierpliwego człowieka, jak mój przyjaciel! — zawołałem rozdrażniony — mówił, że boi się spóźnić na pociąg i teraz wyszedł cichaczem, nie uprzedziwszy mnie ani jednem słowem.
— Nie słyszałem, gdy odchodził — dziwił się młody urzędnik.
— Ani ja, lubo dotknął wprawdzie mojego ramienia — mówiłem kłamiąc w ten sposób na prędce — tak byłem zaabsorbowany scenami przedstawionemi na fotografiach, iż nie zwracałem na niego uwagi. Chciał