Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/25

Ta strona została skorygowana.

— Spiesz się! — mówiła surowym lubo cichym tonem, wskazując na wyjście.
Stałem przed nią, uparcie; serce moje buntowało się, dotknięte ostrem brzmieniem jej głosu; zobojętniało na wszelkie inne względy osobistego bezpieczeństwa. Spojrzałem na list, który zmięty trzymała jeszcze w ręku.
— Prędko! — wołała, tupiąc nogą — jeśli mogłeś dbać kiedykolwiek...
Ostatnie słowa wypowiedziała bez goryczy, bez pogardy, a jedynie błagalnym dźwiękiem, rozniecającym przygasającą we mnie namiętność uczuć. Rzuciłem ostatnie na nią wejrzenie i odszedłem, jak sobie tego życzyła — przez wzgląd na nią, nie na siebie. Odchodząc, słyszałem, jak darła list na drobne kawałki i rzuciła na ziemię.
Wtedy stanął mi na myśli Raffles; miałem ochotę go zabić za to, co uczynił. Niewątpliwie siedział w tej chwili spokojny, bezpieczny w mieszkaniu swojem na Albany, nie troszcząc się wcale, jaki los spotkać mnie może. W każdym razie wypadek dzisiejszy zakończy stosunki nasze wzajemne, jak smutnym końcem wszystkiego dla mnie było przedsiębrane złowrogie nocne dzieło! Chciałem iść zaraz i oświadczyć Raffles’owi, że postanowiłem z nim zerwać, pierwej jednak należało wydostać się z matni, w jaką mnie wtrącił. Zaledwie wszelako uczyniłem krok jeden, zaraz cofnąłem się w rozpaczy. Czyniono poszukiwania za złodziejami w krzakach między dziedzińcem a ulicą; latarka policyanta przeświecała przez zieleń liści, poszukiwaniami zaś kierował młody człowiek w wieczorowym stroju. Tego eleganta należało mi niepostrzeżenie wyminąć,