Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/27

Ta strona została skorygowana.

— Nie obchodziły mnie dziś tańce — odparł — skorzystałem tylko z tej sposobności, by poprawić nieład mojej toalety i pozbyć się zauważonego przez ścigających nas ludzi paltota, który wstąpię odebrać teraz. Podobnych zajść nie zwykłem tak bardzo brać do serca; mogłem tedy wejść na salę, gdzie spotkałbym niewątpliwie kogo ze znajomych, a byłbym nawet przetańczył walca, gdyby nie ciężki niepokój o ciebie, Bunny.
— Zaszczyt ci to robi, żeś wrócił, iżby mi przyjść z pomocą — zauważyłem — lecz skłamać przedemną i tem kłamstwem ściągnąć mnie podstępnie do tego domu było niegodziwością z twej strony, Raffles; tego nigdy ci nie przebaczę.
Mój przyjaciel ujął mnie znowu pod rękę. Dochodziliśmy do High-Street u bram Palace Gardens, a ja czułem się tak zgnębiony, że mimo czynionych postanowień nie miałem siły zwalczać uroku, jaki on na mnie wywierał.
— No, no, Bunny — mówił — nie było w tem żadnych zdradzieckich podstępów. Wszak robiłem wszystko, co mogłem, by ci odradzać towarzyszenie mi w tej nocnej wyprawie; nie chciałeś mnie słuchać.
— Gdybyś był powiedział prawdę, nie odważyłbym się na czyn podobny. Na co zdało się jednak mówić o tem teraz? Możesz przechwalać się z twojej przygody, z której wyszedłeś bez szwanku. Obojętny ci los, jaki mnie spotkał.
— Tak dalece ten los twój nie był mi obojętnym, że wróciłem, by zaradzić złemu.
— Mogłeś oszczędzić sobie tej fatygi! Wyrządzoną mi została krzywda niczem nie nagrodzona. Czyż nie poznałeś, Reffles’ie, kto ona była?