Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/34

Ta strona została skorygowana.

srebrnymi przyborami, rozstawionymi dokoła niego, póki nie zwróciłem uwagi na dużą skrzynkę, w którą składał on te przedmioty kolejno.
— Pozwól, Bunny — rzekł — iżbym zamknął drzwi za tobą, a klucz schował do kieszeni. Nie przypuszczaj, żebym chciał cię więzić, mój chłopcze, lecz między nami są tacy, którzy potrafią klucz przekręcić w zamku od zewnętrznej strony, lubo ja nigdy nie bawiłem się w podobne sztuczki.
— Nie będziemy chyba mieli znowu do czynienia z Crawshay’em? — pytałem, nie zdejmując kapelusza z głowy.
Raffles uśmiechnął się tym swoim czarującym uśmiechem tak głębokiego nieraz znaczenia; domyśliłem się bezzwłocznie, że spotkał naszego najzaciętszego wroga i najniebezpieczniejszego współzawodnika, dziekana wydziału starej szkoły.
— Zobaczymy to dopiero — odparł mój towarzysz — nie widziałem go na oczy, odkąd ujrzawszy tego człowieka przez okno, padłem niby trupem na miejscu. Mniemałem, że on siedzi sobie spokojnie w więzieniu.
— Niepodobne to na starego Crawshay’a — dowodziłem. — Zbyt on zręczny, by się miał dać przyłapać dwa razy. Zdaniem mojem, jest on księciem zawodowych złodziei.
— Tak sądzisz? — odparł Raffles chłodno, przenikliwym wzrokiem wpatrując się we mnie — czekaj przynajmniej z mianowaniem książąt, póki nie odjadę.
— Gdzie zamierzasz odjeżdżać? — pytałem, szukając miejsca na kapelusz i paltot, a następnie nalewając sobie kieliszek orzeźwiającego trunku z okazałego kredensu, będącego jednym z najdrogocenniejszych