Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/35

Ta strona została skorygowana.

sprzętów mego przyjaciela — gdzie jedziesz, zabierając z sobą ten zbiór białych kruków?
Raffles uśmiechnął się z zadowoleniem, słysząc określenie, jakie dałem cennej jego kolekcyi. Zapalił podobnie jak ja papierosa, lecz nie chciał krzepić się trunkiem.
— Nie należy dwóch pytań zadawać naraz — mówił. — Otóż chcę, iżby odmalowano te pokoje, zaprowadzono w nich światło elektryczne i telefon, o który napierasz się od tak dawna, Bunny.
— Ślicznie! — zawołałem. — Będziemy mogli rozmawiać z sobą w dzień i w nocy.
— A w dodatku być podsłuchanymi i biedy sobie narobić. Będę czekał, aż ty pierwszy wpadniesz w pułapkę — zauważył złośliwie. — Potrzebne jednak odnowienie mieszkania nie dlatego, iżbym lubił zapach świeżej farby, lub wzdychał za światłem elektrycznem, lecz z przyczyn, które ci zwierzę pocichu, Bunny. Nie należy ci tego brać zbyt do serca, mój drogi, faktem jest wszelakoż, że zaczynają zadużo o mnie gadać w nieszczęsnem Albany. Musiał mnie wytropić ów stary wyżeł policyant Mackenzie; dotychczas położenie rzeczy nie jest bardzo groźnem, lecz nie życzę sobie właśnie dopuścić do tego. Miałem do wyboru: albo wynieść się stąd bezzwłocznie i potwierdzić tem samem plotki krążące w powietrzu, lub wydalić się na czas pewien pod pozorem nowych urządzeń w mieszkaniu, dających władzy pretekst do zajrzenia w każdy kącik. Cobyś zrobił na mojem miejscu, Bunny?
— Wyniósłbym się, o ilebym mógł najprędzej — rzekłem.
— Pewny byłem, że tak powiesz — odparł Raf-