Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/40

Ta strona została skorygowana.

nami, tylko mnie się zdawało — w ich krzyku rozróżniałem wyraźnie słowa: „Trzymaj złodzieja!“ Była to rzeczywiście jedna z najprzykrzejszych przejażdżek moich w życiu Horresco referens.
W banku jednak, dzięki przezorności i hojności Raffles’a, wszystko poszło gładko jak po maśle. Zapłaciłem dorożkarza, dałem suty napiwek wysokiemu posługaczowi w liberyi, który pomagał zanosić skrzynkę i byłbym chętnie obsypał złotem urzędnika bankowego przyjmującego depozyt, który śmiał się z moich konceptów na temat nieprzyjemności, wynikających z posiadania rodzinnych sreber. Doznałem jednak przykrego wrażenia, gdy mi oświadczył, że bank nie wydaje kwitów na tego rodzaju depozyty. Teraz wiem, że z małym wyjątkiem postępują w ten sposób wszystkie banki londyńskie, wtedy jednak miałem zatrwożoną minę, jak gdybym narażał na niebezpieczne ryzyko wszystko, do czego największą przywiązuję cenę.
Zrzuciwszy ciężar z rąk i z myśli, resztę dnia byłbym przyjemnie dość spędził, gdyby nie zagadkowy, budzący niepokój bilecik, otrzymany wieczorem od Raffles’a.
Należał on do liczby ludzi, którzy telegrafują często, a rzadko tylko pisują listy. Czasami jednak przesyłał skreślonych słów kilka przez umyślnego posłańca. Kartkę do mnie pisał naprędce w pociągu:

„Baczność, książę profesorów! Gdy odjeżdżałem, płynął znowu z wiatrem. Jeśliby istniał najlżejszy powód niepokoju, cofnij zastaw i trzymaj go u siebie jako cenny towar,
A. J. R.
P. S. Dokładniejsze wskazówki dojdą cię później.”