Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/45

Ta strona została skorygowana.

a na jednym z nich wyczytałem wskazówkę, z której korzystać nie miałem ochoty.
W pobliżu banku panował ruch niezwykły. Minęła mnie dorożka ze skrzynią znacznych rozmiarów, w kantorze zastałem jakąś damę wyprawiającą gwałtowną scenę. Co do grzecznego urzędnika, który śmiał się z moich konceptów dnia poprzedniego, nie był tym razem życzliwie usposobionym; ujrzawszy mnie rzekł szorstko: — Czekałem na pana całe rano.
— Czy ocalała?
— Pańska Arka Noego? Tak, o ile słyszałem; zabierali się właśnie do niej, gdy ich spłoszono; nie wrócili, rozumie się, więcj.
— Nie otwierali paki?
— Zaczęli ją odbijać dopiero.
— Bogu dzięki!
— Pan możesz być z tego zadowolonym; my niekoniecznie — odparł urzędnik — zdaniem dyrektora nieszczęsna skrzynia pańska narobiła nam tej biedy.
— Z jakiego powodu? — pytałem zaniepokojony.
— Z tej przyczyny, że widzianą być mogła o milę drogi, gdyś ją przewoził i że wskutek tego śledzili za nią złodzieje.
— Czy dyrektor banku życzy sobie — widzieć się ze mną? — zagadnąłem.
— W takim razie tylko, jeśli pan zobaczyć go pragniesz — odciął szorstko zagadniony — całe popołudnie nachodzili go klienci, którzy nie wyszli z tej przygody równie jak pan szczęśliwie,
— Nie myślę narzucać dłużej panom sreber moich — odezwałem się niby z urazą — byłbym je w depozycie pozostawił, lecz nie chcę tego uczynić po tem, coś pan powiedział. Każ, proszę, skrzynię przynieść