Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/47

Ta strona została skorygowana.

gicznego ani ułudnego zjawiska; wysuwał głowę otworem misternie wyciętym pod obręczami żelaznemi i tę sztuczkę musiał właśnie przygotowywać wówczas, kiedy go zastałem pozornie zajętym pakowaniem skrzyni. Gdym patrzał niezdolny ze zdziwienia wyrzec słowa, on przez otwór wysunął rękę z kluczem, otworzył nim dużą kłódkę zamykającą skrzynię, uniósł wieko i wyszedł niby cudowny sztukmistrz z kryjówki.
— Zatem ty spełniłeś kradzież! — odezwałem się w końcu — rad jestem, że tego niewiedziałem pierwej.
Ściskał już przyjaźnie dłoń moją, po tem odezwaniu omało mi jej nie zmiażdżył.
— Dudku mały — żartował — wyznanie takie chciałem usłyszeć od ciebie! Czy mógłbyś postąpić jak to uczyniłeś, gdybyś był znał prawdę? Alboż potrafiłbyś odegrać komedyę lepiej od najznakomitszej gwiazdy scenicznej? Wszak byłem niewidzialnym świadkiem wszystkiego. Nie wiem istotnie Bunny, gdzie sprawowaniem swojem na większą zasłużyłeś pochwałę u mnie w Albany, czy w banku?
— Nie wiem raczej, gdzie okazałem się większym nędznikiem — odparłem, zaczynając odczuwać nikczemność roli podjętej przeze mnie w tej nieszczęsnej sprawie, — nie dowierzasz mi widocznie; wolałbym jednak być przypuszczony do tajemnicy, choćby ze względu na mój spokój, którego nie bierzesz w rachubę.
Raffles rozbroił mnie jak zawsze swoim czarującym uśmiechem. Miał na sobie stare, podarte ubranie, ręce i twarz zbrudzone, lecz mimo to zachował właściwy mu powab, a jak wspowniałem, jego uśmiech czarował mnie poprostu.
— Byłbyś wtedy nietrafnie postąpił Bunny! Twoja bohaterska odwaga nie ma granic, ale zapominasz