Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/51

Ta strona została skorygowana.

jących z zajęć personel bankowy, dla opuszczenia kryjówki. Narażał się tym sposobem jednak na wielkie niebezpieczeństwo i dumny byłem, że niezawiodłem pokładanej we mnie ufności kolegi.
Co do łupów zabranych ze skarbca, nie rozwodząc się nad tem zbyt szeroko, wspomnę tylko, że zrealizowana ich wartość dozwoliła mi towarzyszć memu przyjacielowi w jego zamierzonej podróży do Szkocyi, on zaś następnego lata mógł akuratnie opłacać wydatki pobytu naszego w Midlessex. Mimo więc odczuwanych w głębi duszy wyrzutów sumienia, usprawiedliwiony był w mniemaniu mojem fakt kradzieży, a tylko wymawiałem Raffles’owi straszenie mnie widmem Crawshay’a.
— Nasuwałeś wniosek, że on gdzieś znajduje się w pobliżu — dowodziłem — jestem pewny, że go nie widziałeś od chwili, gdy uciekał przez okno twoje.
— Nie myślałem o nim wcale Bunny, póki sam go nie przypomniałeś w rozmowie. Chodziło głównie, by zbudzić twój niepokój o depozyt sreber i to dokazałem, jak sądzę.
— W każdym razie nie należało ci pisać kłamliwych doniesień, tyczących się tam tego nicponia.
— Nie poczuwam się do winy wcale, Bunny.
— Alboż nie donosiłeś o „księciu profesorów” że „płynie znowu z wiatrem?”

— Bo też tak było, mój drogi. Niegdyś mogłem być uważany tylko za zwykłego amatora w rzemiośle; odkąd jednak nabyłem biegłości w mej sztuce, mam prawo przysądzać sobie tytuł „profesora profesorów” i radbym wiedzieć, kto zręczniej odemnie łodzią swoją kieruje?