Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/53

Ta strona została skorygowana.

wizerunki pochwyconych świeżo przestępców, odbijane w ilustrowanych gazetach niedzielnych, za każdym razem oddychałem swobodniej, nie znajdując w nich podobizny mego kolegi. Wyznaję, że w niepokoju moim samolubne względy większą odgrywały rolę aniżeli troska o Raffles’a; w każdym razie spadł mi ciężar z serca, gdy on dał nakoniec znak życia.
Zachodziłem do Albany po raz piętnasty i wracałem zrozpaczony jak zawsze, kiedy naraz podszedł do mnie znienacka jakiś włóczęga uliczny i zapytał, czy nazywam się Bunny, poczem wsunął mi w rękę zwitek papieru, mówiąc:
— Kazano mi to oddać panu.
Bilecik, skreślony ołówkiem, był od Raffles’a.
„Z nadejściem nocy czekaj na mnie w alei Holland; przechadzaj się tam i napowrót, póki nie nadejdę. A. J. R.“
Nic więcej nad kilka słów po tylu tygodniach nieobecności; pismo było niekształtne jakby początkującego ucznia! Nie dziwiły mnie tego rodzaju sztuczki mego przyjaciela, lubo nie przypadały mi one do gustu, na domiar niezadowolenia, gdy podniosłem oczy od tajemniczej kartki, niemniej tajemniczy posłaniec już zniknął; wieczorem dopiero spotkałem włóczęgę pod drzewami alei Holland.
— Pan go już wiedziałeś? — zagadnął poufale, puszczając z fajki kłęby gryzącego oczy dymu.
— Nie, ale chcę wiedzieć, gdzieś ty się z nim spotkał — pytałem szorstkim tonem. — Czemu uciekłeś zaraz, oddawszy bilecik?
— Taki miałem rozkaz — odparł — umiem trzymać język za zębami, gdy tego potrzeba.