Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/57

Ta strona została skorygowana.

że chwili sień i schody zapłonęły światłem, które zagasił bezzwłocznie Raffles, przyskoczywszy do mnie z furyą. Wprawdzie nie wyrzekł ani słowa, tylko sapał groźnie.
Nie potrzebowałem też od niego objaśnień: chwilowy blask elektrycznego światła wykazując nieład panujący w sieni, schody ogołocone z dywanu i przerażenie na twarzy Raffles’a były dostatecznemi dla mnie wskazówkami.
— Więc w taki sposób dom nająłeś? — szepnęłem głosem stłumionym.
— Sądziłeś, że do tego użyłem pośrednictwa ajenta? — przypisywałem ci, daję słowo, bystrzejszy dowcip.
— Dlaczegoż nie mogłem przypuszczać, że mieszkanie nająłeś płacąc za nie uczciwie?
— Miałem to uczynić, szukając lokalu w pobliżu Albany? — odparł. — Nie znalazłbym tam spokoju, a mówiłem szczerą prawdę o prowadzonej kuracyi spokoju.
— Przebywasz obecnie w domu, do którego zakradłeś się dla dokonania grabieży?
— Bynajmniej nie w tym celu Bunny! Nie ukradłem tu nic zgoła. Przebywam w tym domu dla korzystania z najzupełniejszego spokoju, jakiego człowiek spracowany pożądać może.
— Ja tego spokoju nie znajdę tu dla siebie.
Raffles roześmiał się i zapalił świecę. Poszedłem za nim do sali od tyłu, mogącej w zwykłem urządzeniu mieszkania służyć za jadalnię, inspektor zamienił ją w bibliotekę z szafami pełnemi książek, o których wspominał mój przyjaciel. Nie zdołałem jednak rozpatrzyć się w tytułach dzieł, gdyż towarzysz mój umieścił świecę w latarni tak urządzonej, że światło padało