Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

widzialnem się stało, drugie zaś błyszczało przez szkiełko założonego w nie monoklu.
— Złodziejka! rodzaju żeńskiego! — zawołał mój przeciwnik — a gdzie twój towarzysz, łajdaczko!
Nie byłem w stanie przemówić słowa; w przerażeniu odegrałem niewątpliwie lepiej przybraną rolę, niżeli mógłbym to uczynić w innych okolicznościach.
— Chodź tu bliżej, moja panno — rozkazał stary wojak — nie lękaj się, nie poczęstuję cię kulką, nie strzela się do kobiet, wiesz o tem dobrze! Wyznaj szczerze prawdę, a nie zrobię ci nic złego. Czekaj, odłożę na bok straszące cię cacko i... słowo daję, czelna hultajka przywdziała strój mojej żony!
To odkrycie jednak nie zwiększyło oburzenia pana pułkownika. Przeciwnie, dostrzegłem niby odbłysk dobrego humoru za szkiełkiem monoklu, poczem, jak przystoi na prawdziwego gentlemana zaczął chować do kieszeni rewolwer.
— No, szczęście wielkie, żem tu zajrzał — mówił — wstąpiłem dla zabrania korespondencyi, gdyby nie to, jeszczebyście tydzień cały używali swobodnej gospodarki w moim domu. Na progu zaraz jednak dostrzegłem ślady pobytu waszego nikczemni łotrzy! No, bądź rozsądną kobieto, wyznaj, gdzie kryje się twój towarzysz?
— Nie mam żadnega towarzysza; zakradłam się tutaj sama jedna i żywej duszy prócz mnie obwiniać o to nie należy — wykrztusiłem głosem ochrypłym, mogącym zdradzić płeć moją.
— Pięknie bardzo, że nie chcesz wydać twego wspólnika — odparł pułkownik potrząsając głową — lecz ja nie jestem dudkiem, dającym się załapać na plewy. Skoro nie raczysz mówić, mniejsza o to; przywołamy