Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/79

Ta strona została skorygowana.

dzając mnie na schody. Odetchnąłem swobodniej, wszedłszy do biblioteki, gdzie grupa mężczyzn zebraną była dokoła kominka. W jednym z obecnych poznałem Raffles’a, rozmawiającego z człowiekiem dobrej tuszy, o czole półbożka, a policzkach obwisłych jak u buldoga. Tak przedstawiał się szanowny nasz gospodarz.
Lord Thornaby wlepił we mnie wzrok przenikliwy, gdyśmy zamieniali uścisk dłoni, następnie przedstawił mnie wysokiemu, ciężkiemu w ruchach mężczyźnie, na którego wołał Ernest, a którego nazwiska nie dowiedziałem się nigdy. Ernest z kolei zaprezentował mnie dwom pozostałym gościom. To byli panowie, których rozmowę słyszałem, gdy wysiadali z dorożki, jednego nazwano adwokatem Kingsmill, w drugim poznałem widywanego na fotografiach nowelistę Parrington’a. Tworzyli niedobraną parę: prawnik opiekły, żywy, przybierający napoleońskie pozy; autor sztywny, zarośnięty niby pudel w wieczorowym stroju. Żaden z nich nie raczył baczniejszej zwrócić na mnie uwagi a za to nie spuszczali oczu z Raffles’a. Podano zaraz obiad i w sześciu zasiedliśmy dokoła wytwornie zastawionego stołu w dużym ciemno obitym pokoju.
Nie przypuszczałem, że będziemy obiadować w tak szczupłem gronie; to ośmieliło mnie trochę. Gdyby rzeczy krytyczny obrót wzięły, mówiłem sobie w duchu, będziemy mieli tylko dwóch na jednego. Z drugiej strony było nas zamało, by prowadzić z którym z sąsiadów poufną gawędkę a rozmowa ogólna przybrała wkrótce charakter subtelnie uplanowanego ataku, tak zręcznie prowadzonego, że jak sądziłem, Raffles nie mógł się domyślić, iż pociski do niego były zwracane, ja zaś nie wiedziałem, w jaki sposób ostrzedz go o grożącem niebezpieczeństwie. Przekonany dotych-