Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/85

Ta strona została skorygowana.

— Przypuszczam, że to jedna i ta sama osobistość dopuściła się tych rabunków — mówił lord Thornaby jakby tylko do członków klubu Kryminalistów.
— Chciałbym go poznać bliżej — dowodził z ożywieniem Raffles. — Jest on zbrodniarzem po myśli mojej więcej od mordercy rozprawiającego o grze w krokieta w celi więziennej przed egzekucyą.
— Może on znajduje się obecnie w tym domu? — zagadnął Thornaby patrząc memu przyjacielowi prosto w oczy; obejście lorda wszelakoż było zachowaniem niewyuczonego dokładnie roli swojej aktora; zdawał się rozgoryczonym, jak ma prawa nim być nawet bogaty człowiek w chwili przegrywania zakładu.
— Stanowiłoby ucieszną krotochwilę, żeby rabuś zakradł się tu rzeczywiście? — dowodził nowelista.
Absit omen — szepnął Raffles.
— Byłoby zupełnie zgodne z charakterem tego śmiałka — wtrącił Kingsmill — gdyby chciał złożyć wizytę prezesowi klubu Kryminalistów i wybrał na to wieczór, w którym prezes podejmuje u siebie innych członków zgromadzenia.
Trafniej osądziłem uwagę prawnika niżeli aluzye szanownego amfitryona, co przypisywałem wyrobieniu retorycznemu adwokata. Lordowi jednak nie podobało się tłomaczenie w ten sposób jego myśli i tonem szorstkim przywołał kamerdynera, pilnującego zdejmowania zastawy ze stołu.
— Legett, idź na górę — rozkazał — przekonaj się, czy wszystkie drzwi są pootwierane i pokoje w należytym porządku. Co za dziwaczne czyniliśmy przypuszczenia ja i ty Kingsmill’u! — dodał usiłując odzyskać obowiązującą gospodarza uprzejmość — nie wiem,