Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/132

Ta strona została przepisana.

z biletami, wziąłem list, włożyłem go w kieszeń, i zastąpiłem go przez facsimile (o ile odnosi się to do zewnętrznego wejrzenia), które przygotowałem starannie. — naśladując łatwo literę D. za pomocą pieczątki z chleba.
»Zamieszanie na ulicy zostało wywołane szalonem zachowaniem się mężczyzny z muszkietem, który zaczął strzelać w kobiety i dzieci. Ponieważ muszkiet nie był nabity kulą, przeto strzelającego puszczono wolno jako waryata albo pijaka. Kiedy sobie poszedł, D. wrócił od okna, dokąd pospieszyłem natychmiast po zrobieniu swego. Wkrótce potem pożegnałem go. Mniemany obłąkaniec był przezemnie zapłacony.
— Ale jakiż cel miałeś pan w zastąpieniu listu przez facsimile? — spytałem.
— D., — odparł Dupin — jest energicznym człowiekiem. Pałac nie wolny też jest od powolnej mu służby. Gdybym uczynił, jak pan proponujesz, nie wyszedłbym z pałacu żywy. Dobrzy Paryżanie byliby o mnie już więcej nigdy nie słyszeli. Ale niezależnie od tego miałem jeszcze inny cel na oku. Znasz pan moje polityczne sympatye. W tej sprawie działałem jako stronnik interesowanej damy. Przez ośmnaście miesięcy minister miał ją w swojej mocy. Teraz atoli ona ma go w swojej — bo nie wiedząc, że list już nie jest w jego posiadaniu, będzie brnął dalej w przekonaniu, że go ma. W ten sposób sprowadzi nieuniknienie swój