Strona:Edgar Allan Poe - Morderstwo na rue Morgue.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

jącym śmiechem liczne małe ruloniki papieru — pokażę pani wedle różnicy długości stopnie mego uznania dla rozmaitych członków waszego literackiego rodzaju. W każdym z tych papierków jest jeden z was do dna obrobiony. Przyjdź Virginio i pomóż mi! I rozwijali jeden rulonik po drugim. W końcu znalazł się jeden, wydający się nieskończonym. Virginia wśród śmiechu trzymając jeden koniec cofnęła się aż w róg pokoju a mąż jej z drugim postąpił do przeciwległego kąta. A któż jest tym szczęśliwcem — zapytałam, — którego uznał pan godnym takich niepominionych względów? — »Słyszycie ją — zawołał, jakby to serduszko jej pełne próżności już jej nie powiedziało, że to ona sama!«
»Kiedy byłam zmuszona dla zdrowia podróżować, utrzymywałam z Poem regularną korespondencyę, poddając się żywym naleganiom żony jego, ufnej, że ja potrafię zachować nad nim wpływ zbawienny... O miłości i zaufaniu wzajemnem ich obojga, przedstawiającem dla mnie rozkoszny obraz mogę mówić tylko z największem przekonaniem i zapałem. Pomijam parę poetycznych epizodów, w jakie go wtrącił jego temperament romantyczny. Sądzę, że ona była jedyną kobietą, którą zawsze prawdziwie kochał...«
W nowelach Poego nie ma mowy o miłości. Przynajmniej Ligeia, Eleonora nie są ściśle mówiąc opowieścią miłosną. Główna idea, około której