Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/107

Ta strona została skorygowana.
VII.

O Polu Marsowém istniała w Rzymie stara legenda, wcale niepodobna do téj, która urokiem poetycznych wspomnień uświęcała gaj Egeryi. Tam liście drzew i fale strumienia opowiadały o dobroczynnym królu-prawodawcy i dobréj wieszczce jego. Tu, zbrojne hufce, zgromadzające się do wojennych ćwiczeń i przeglądów, szczękiem oręża i gwarem udawanych bitew, przez długie wieki przypominały krwawe walki ludu, wyzwalającego się z pod okrutnéj dłoni Tarkwiniusza Pysznego. Wymowny dziejopis rzymski opowiada tę legendę następnemi słowy: „Sprawa Tarkwiniuszowéj własności wytoczyła się przed rozpoznanie senatu. Zapalczywy gniew wziął nad innemi względami górę... Łan Tarkwiniuszowy, pomiędzy Tybrem a miastem, poświęcono Marsowi, a właśnie pod owę porę okrywało go bujne, pod sierp dościgłe zboże. Nasłany tłum wszystko do pnia wykosił, a kłosy z ziarnem do szczętu w Tybr wrzucił. Nurty żniwo to na mieliznę zniosły, tam je napływ mułu stężył, aż zwolna powstała wyspa, która dziś świątynie i krużganki dźwiga.“
Że następcą dobrego i mądrego Numy może być srogi i pyszny Tarkwiniusz, była to dla rzymskiego ludu nauka, z któréj korzystał on przez długie wieki. Wszystko minęło. Brzęki mściwych sierpów, ścinających Tarkwiniuszowe żniwo, aby je na znak ohydy pogrążyć w nurty rzeki, czas zmienił w echo, coraz słabiéj brzmiące w uszach i sercach odległych pokoleń. Lecz żyła jeszcze szczupła garść ludzi, w których pole, noszące imię boga wojny, i wśród rzeki wznosząca się wyspa, utrwalały pamięć o rzadkiém dziejowém zdarzeniu, jakiém była zwycięzka walka słuszności z przemocą.
Cesarski Rzym wrzawą wezbranego życia i blaskiem ogromnych bogactw napełniał dziś dawny łan Tarkwiniuszowy. Z jednéj jego strony, za żółtym pasem rzeki, spiętéj drogocennemi klamrami mostów, a migotliwym niby klej-