Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

nie pomścił biednego Priscusa? Zuchwalstwo Judejczyka uszło mu bezkarnie?...
— Pomściła go strzała Pudensa — zawołał Pedanus. — W towarzysza Jana z Giszali cisnął on strałę... którą ugodzony, padł na ziemię...
— Zabity! — z uczuciem jakby niewysłowionéj ulgi westchnął tłum.
Pudens ścisnął pięście i rozpaczliwym ruchem wyciągnął ramiona.
— Niech Pedanus potwierdzi, że jest to plemię czarowników! Zabójca mego Priscusa padł, ugodzony strzałą moją... a jednak widziałem go wczoraj!...
— Gdzie? kiedy? mów!
— Wczoraj, na Septach... Ten sam, który z bluźnierczéj gęby swéj cisnął obelgę na bozkiego Tytusa i wspaniałą Berenikę... Był to on, ten sam.... Niech potwierdzi Pedanus...
— Powiadam wam, że był to ten sam... — potwierdził Pedanus. — Zabitym go mniemaliśmy, wczoraj ożył... dziś znowu może Harpie pociągnęły go do podziemnego państwa...
— Żyje! — piskliwym, przeszywającym głosem krzyknął ktoś w tłumie.
Człowiek, ubrany w płaszcz z kapiszonem, zadrżał. Nikt na niego nie patrzał. Uwaga powszechna zwróciła się na człowieka w brudno-czerwonéj bluzie, z głową pół-ryżą, pół-łysą. Pedanus, patrząc na niego z wysokości swojéj, zawołał:
— Witam cię, glisto! Wczoraj już rozmawiałem z tobą. Żyje, powiadasz?...
— Żyje! — podnosząc wzrok ku olbrzymowi i żółtemi powiekami mrugając, odpowiedział Silas.
— Gdzie jest? kędy ukrywa się zabójca mego Priscusa? Prowadź nas tam, oberwańcze, a sprawimy ci taką nową tunikę, jakiéj nie widziały od urodzenia żółte twoje ślepia! — wołał Pudens.
Ale Silas skrył się już za szerokiemi plecami Babasa i zwinném ciałem uwieszonéj u ramion siłacza, ciemnolicéj, rozczochranéj, w srebrne obręcze strojnéj Egipcyanki, Chromii.
Przypomnienie wczorajszego wydarzenia na Septach było strzałą, owiniętą w płonącą materyą i w tłum rzuconą. Wszyscy naraz przypomnieli sobie urazę swą, wszyscy naraz zagadali, wszyscy uderzyli w oburzenie nad zniewagą, wyrządzoną synowi Cezara, i obrazą wspaniałéj Bereniki, w gniew na zuchwalstwo nędznego cudzoziemca, który znieważył majestat rzymskiego ludu.
Z grupy, utworzonéj przez Syryjczyków, nad którą wzrostem swym wynosił się Babas, a którą ożywiał zjadliwy chichot Chromii, piskliwy głos donośnie zawołał znowu:
— Nazywa się on: Jonatan!
Była-to druga strzała, w płonącą materyą owinięta i w tłum rzucona.