Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

Ale Domicyan skromną wciąż zachowywał postawę, a uśmiech jego pieszczotliwym niemal się stawał.
— Jakaż jest wina moja przed tobą, dostojny i znakomity, że tak srogo postępujesz sobie ze mną i z przyjaciołmi mymi? — żałośnie zawołał.
W świcie zaszemrały cichutkie śmiechy.
— Na głowę Gorgony! Od zapytania tego skamieniéć można! Syn Cezara pyta o winę swą tego, któremu w snach i na jawie bzdurzy się jeszcze o przedcezarowych wiekach!
Prefekt pretoryanów, waleczny żołnierz i przebiegły dworak, głośno prawie przemówił:
— Spytajmy o winę tę filozofa Muzoniusza... Jakże rozczulająco opowiadał on niedawno o dyktatorach dawnych, którzy w ręce ludu składali władzę swą, ilekroć miły lud ten obedrzéć ich z niéj zapragnął!
Domicyan mówił daléj:
— Młody jestem i wiem, że skromność przystoi małym jeszcze zasługom moim. Skromnie więc i z synowskiém uszanowaniem przychodzę do ciebie, ozdobo Rzymu, a ty prośbie méj odmawiasz!
Z jednostajnym wciąż uprzejmym spokojem, Helwidyusz odpowiedział:
— Gdyby, Domicyanie, żądanie twe słuszném było, spełnił-bym je z ochotą; ale, wymagając pogwałcenia sprawiedliwości od tego, który stróżem jéj być powinien, wymagasz rzeczy, obrzydłéj bogom, zarówno jak ludziom...
Domicyan, podniósł nieco ramiona, które, białe i nagie, wydobywały się z ponsowych fałd chlamidy, i głosem rozżalonym zawołał:
— Bogowie mi świadkami, jak niesprawiedliwie krzywdzą mię najdostojniejsi obywatele ojczyzny mojéj! Widzę, Helwidyuszu, że ani odrobiny łaski twéj nie posiadam. Nie uznajesz mię nawet godnym tytułu Cezara, który, jako synowi bozkiego ojca mego, nosić mi przystoi. Jak niańka małą dziecinę, nazywasz mię imieniem mojém, i jak pedagog niedorostka uczysz, co obrzydłém jest bogom i ludziom. Wolał-bym, znakomity, abyś mię więcéj kochał i nie odmawiał mi tego, co moje. Łagodny przecież jestem i uraz chętnie zapominający. Słusznie stosować mogę do siebie wiersz nieśmiertelnego Homera...
Tu, z doskonałą retoryczną precyzyą, zadeklamował po grecku:
„Krew przecież nie kipi tak u mnie, by o nic wrzała, gniew mój hamuję rozumnie“...
I rozpromieniony rozkoszą, którą mu własna deklamacya sprawiała, ciszéj dodał:
— Kochać cię, Helwidyuszu, nie przestanę i ojca mego skłaniać nie będę, aby bozkim podpisem swym uświęcił edykt, skazujący cię na wygnanie z Rzymu, lub... ze świata; ale, rozważ! i wyrokiem swym, dobra pozostałe po obrzydłym Lukaniuszu, z rąk Argentaryi w ręce przyjaciela mego przenieś!