Strona:Eliza Orzeszkowa - Mirtala.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

Wzajemnie Menochim, zajęty jedną, najważniejszą dla niego w téj chwili myślą, na słowa jego nie zważał.
— Symeon, — ciągnął daléj, — powinien koniecznie dziś o przybyciu twojém wiedziéć. Mąż to jest z ponurém obliczem, lecz mądrą głową i sercem gorąco kochającém swych braci. Jako ojciec synagogi, zwoła on jutro do domu modlitwy Moade-El, święte zgromadzenie, na którém opowiesz całéj kehili, (gminie) naszéj drogi, jakiemi cię Pan prowadził. Opowiadania takie nieraz rozlegają się w ścianach synagogi, rozgrzewają ostygających i pocieszają tych, którzy cierpią najsrożéj — wątpiąc!...
— Ojcze!... gdym odchodził, była ona jeszcze małą dziewczynką... teraz rozkwitła, jak Jerychońska róża, i Sulamitka Salomonowéj pieśni wdzięczniejszą od niéj nie była!...
— Małżonka Symeona, Sara, przemyślną jest i mądrą niewiastą. W domu swoim ustawiła ona dwanaście haftarskich krosien, przy których pracuje dwanaście robotnic i wielka korzyść spływa ztąd na dom Symeona. Bogaci są, i w wędrówce, która cię czeka, pomocnymi ci być mogą...
— Szczęśliwi, którzy w pokoju i radości serca wić mogą gniazda rodzinne i wprowadzać do nich oblubienice swoje!
— Ufam téż hojnéj ręce Goryasza. Wyrabia on wonne maści i płyny, które pomocnicy jego rozprzedają po ulicach Rzymu i, zaprawdę, wierny ten wyznawca słodkiéj nauki Hillela uczci przecież tego, który, jeżeli przelewał krew, to tylko w obronie ziemi ojców naszych i pod hasłem Pana Zastępów...
— Ojcze! dlaczego pozwalasz, aby Mirtala sama jedna i w późnéj porze dnia wracała z tamtéj strony Tybru? Poco wysyłasz ją do Edomskiéj jaskini? Dlaczegoś ją nauczył mówić językiem wrogów?
Tym razem Menochim usłyszeć i odpowiedziéć musiał, bo Jonatan, schylony, silnie pociągnął go za suknią i wlepiał w niego oczy, pałające gniewem.
— Synu mój! — odpowiedział łagodnie, — alboż ja i ona nie zapracowujemy wspólnie na odzież i pożywienie nasze? A jakimże mógł-by być jéj zarobek, gdybym ją na Transtiberim, jak ptaka w klatce, trzymał, a usta jéj wobec obcych, pośród których żyjemy, niememi uczynił?
— Niechaj-by lepiéj umarła z głodu i niemą nazawsze została, niżeli...
Wstrzymał się, umilkł, patrzał na zmarszczki, okrywające twarz Menochima, na zmęczone, krwistą obwódką otoczone, jego powieki, na usta jego zwiędłe; umilkł; po chwili dopiéro rzekł ciszéj:
— Ojcze! nie odejdę ztąd bez Mirtali. Zabiorę ją z sobą, do Gallii zawiodę, i tam, w bezpiecznym zakącie, uścielę sobie gniazdo ubogie, w którém ukryję ją od cudzych oczu...
Menochim myślał długo, wstrząsał głową, po chwili uroczystym głosem rzekł: