Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

tygował się do mieszkania jego w hotelu X., dziś o godzinie 7-mej wieczorem.
— A, pan Dembieliński, — powtórzył Suszyc zamyślając się nieco, a po chwili milczenia zwrócił się do lokaja. — Powiedz pan, że przyjdę.
Sługa powtórzył ukłon, i oddalił się zamykając drzwi za sobą z cicha i grzecznie. W tej chwili młody człowiek ze spuszczonemi oczami wystąpił z kąta, w którym dotąd zostawał. Na twarzy jego znać było gniew powściągany.
— Ojcze! — rzekł nie podnosząc oczu, i za każdym wyrazem przygryzając dolną wargę; czyliż to jest przyzwoitem, aby ci panowie zamiast przybywać sami, przysyłali do ciebie swoich służących?
Suszyc popatrzył na syna i zaśmiał się półgłosem.
— O! Don Roderygo — rzekł, — nie wyobrażajże sobie znowu, że jesteś na prawdę, albo że ojciec twój jest grandem hiszpańskim. Przezwałem cię tak dla posępności twego oblicza, ale w gruncie...
— Ojcze! — przerwał syn podnosząc oczy, które w istocie błysnęły posępnie, — czas wielki abyś przestał żartować ze mnie. Przestałem być dzieckiem, i czuję się w prawie powiedzenia ci ojcze, że ci panowie przysyłając po ciebie swoich służących, ubliżają mi.
— Nie urodziłeś się na tragika mój synu, i tok patetyczny nie przypada ci do twarzy — zapalając